Michał Płociński: Różaniec o państwo narodowe

Istotą sporu o „Różaniec do granic” nie jest wcale starcie wiary ze zwierzęcym antykatolicyzmem części naszych elit, ale to kolejna odsłona wojny państwa narodowego z ponadnarodowym dogmatem liberalizmu. Jednym zdaniem chodzi o to, jakim prawem jakieś oszołomy chcą bronić granic Polski?

Aktualizacja: 10.10.2017 14:59 Publikacja: 10.10.2017 14:55

Michał Płociński: Różaniec o państwo narodowe

Foto: PAP, Krzysztof Świderski

O krytykach akcji „Różaniec do granic” można powiedzieć wiele. Ale trudno kolejny raz udawać zaskoczenie, gdy ludziom tak supernowoczesnym i ultratolerancyjnym (we własnych oczach) znowu spadają maski, gdy swoje „średniowieczne rytuały” odprawiają katolicy. Tolerancja dla wszystkich, tylko nie dla tych „potworów”...

Naprawdę jednak zaskakiwać może coś innego. Oddzielając toporny antykatolicyzm od poważnej krytyki, jeśli skupimy się na głosach płynących choćby z wewnątrz Kościoła, usłyszymy utyskiwania, że co prawda modlącym się do Najświętszej Maryi Panny chodziło o „ratunek dla Polski i świata” (jak głosiły zapowiedzi organizatorów), ale ratunek rozumiany w bardzo specyficzny sposób. Choć nikt o tym oficjalnie nie mówił, katolicy mieli modlić się o odcięcie Polski od świata i zamknięcie granic przed obcymi, odmawiając pomocy nawet prawdziwie potrzebującym.

I z pewnością pytania o podobnie niechrześcijańskie postawy warto na poważnie zadać. Problem w tym, że dziś coraz częściej każdy głos mówiący o potrzebie ochrony naszych granic traktowany jest jako przejaw jakiegoś skrajnego nacjonalizmu. Ochrona granic? Toż to szowinizm, ksenofobia i faszyzm!

Tymczasem zapewnienie bezpieczeństwa zewnętrznego (i wewnętrznego) to podstawowa rola państwa. Istota sporu polega na tym, że coraz więcej ludzi „nowoczesnych i tolerancyjnych” z tym państwem tak naprawdę walczy, uznaje je za zacofane i niepotrzebne. Zatem każdy, kto chce bronić jego granic i na poważnie martwi się o jego przyszłość, jest po prostu... oszołomem.

A skoro zacofanie tego państwa wynika między innymi z wartości chrześcijańskich, na jakich się ono opiera, to jeśli ktoś o tę przyszłość na dodatek się modli (o zgrozo!), to poziom żenady sięga już dna.

Chodzi po prostu o to, że dla wielu państwo polskie (ale w ogóle państwa narodowe i kulturowo chrześcijańskie) to mentalne średniowiecze. Co więcej, im szybciej zaleją nas imigranci z Afryki i Azji. a chrześcijanie przestaną stanowić większość zdolną narzucać swoją zacofaną kulturę, tym łatwiej będzie wszystkim narzucić Oświecenie. Kto tego nie rozumie, ten nic nie wie o prawdzie czasu (prawdzie ekranu).

Może więc następnym razem różaniec warto odmówić za „nowoczesnych i oświeconych”? Im też przydałby się jakiś ratunek.

O krytykach akcji „Różaniec do granic” można powiedzieć wiele. Ale trudno kolejny raz udawać zaskoczenie, gdy ludziom tak supernowoczesnym i ultratolerancyjnym (we własnych oczach) znowu spadają maski, gdy swoje „średniowieczne rytuały” odprawiają katolicy. Tolerancja dla wszystkich, tylko nie dla tych „potworów”...

Naprawdę jednak zaskakiwać może coś innego. Oddzielając toporny antykatolicyzm od poważnej krytyki, jeśli skupimy się na głosach płynących choćby z wewnątrz Kościoła, usłyszymy utyskiwania, że co prawda modlącym się do Najświętszej Maryi Panny chodziło o „ratunek dla Polski i świata” (jak głosiły zapowiedzi organizatorów), ale ratunek rozumiany w bardzo specyficzny sposób. Choć nikt o tym oficjalnie nie mówił, katolicy mieli modlić się o odcięcie Polski od świata i zamknięcie granic przed obcymi, odmawiając pomocy nawet prawdziwie potrzebującym.

Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Po exposé Radosława Sikorskiego. Polska ma wreszcie pomysł na UE
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Zdeterminowani obrońcy Ukrainy
Komentarze
Bogusław Chrabota: Budownictwo socjalne to błędna ścieżka
Komentarze
Michał Płociński: Polska w Unii – koniec epoki młodzieńczej. Historyczna zmiana warty