Przepraszam za nowe ograniczenia, które wpływają na życie właścicieli firm, obywateli i pracowników. Przepraszam, że w rzeczywistości wykluczyłem możliwość, że stanie się to, co się stało, ale nie wyobrażałem sobie, że do tego dojdzie" – powiedział premier. Zaskoczeni? Nie, nie chodzi tu o premiera Morawieckiego, który jeszcze w lipcu przekonywał, że koronawirus jest w odwrocie. Nie chodzi też o rządzącą w Polsce partię, która zamiast szykować kraj na drugą falę pandemii, pogrążyła się w walce o kształt gabinetu, ochronę zwierząt, a teraz rozpaliła ogólnonarodową wojnę o aborcję. Chodzi o Czechy i ich premiera Andreja Babiša.

Babiša trudno lubić. Ten butny polityk pokazał nam jednak, że to od pokory i skruchy trzeba zacząć, gdy rozpoczyna się totalną walkę na śmierć i życie z wirusem, wzywa do wyrzeczeń społeczeństwo. To również kwestia wiarygodności.

Powiedzmy sobie jasno: żadnych wielkich tarcz już nie będzie. Większość pieniędzy została rozdana jak leci, także tym, którzy nie potrzebują, zupełnie jak w przypadku 500+. Teraz trzeba działać z precyzją chirurga, pomagając nie tylko najbardziej potrzebującym branżom, ale i firmom na to zasługującym. Chodzi o to, by pieniądze trafiały do tych, którzy mają plan i szanse rozwojowe, a nie tych, którzy chcą tylko trwać. Brzmi to okrutnie, ale utrzymywanie firm, które i tak upadną, to nie tylko marnotrawstwo, ale i uderzanie w lepsze firmy mogące pociągnąć gospodarkę. Pomoc musi być przy tym dostarczana szybciej niż na początku pandemii. Teraz już wiemy, że kto szybko daje, ten dwa razy daje. Niewiele za to kosztuje skupienie się na ułatwianiu życia firmom przez redukcję biurokratycznych barier czy obsługę online.

Grupa przysposabiających się ad hoc teoretyków gospodarczych, jaką jest w większości środowisko rządowe, musi rozpocząć prawdziwy dialog z mającym wiedzę praktyczną biznesem. Być może należałoby powołać nowe ciało uzbrojone w rzeczywiste prerogatywy. Nie może być tak jak w przypadku rzecznika małych i średnich przedsiębiorców, którego rząd sam powołał, by potem ignorować. Tu zresztą apel do organizacji biznesowych, by odrzuciły pokusę ugrania przy okazji rzeczy, które nie są najpilniejsze w walce z pandemią.

Z tak wielkim kryzysem sami możemy nie wygrać. Należy w końcu załagodzić spór o praworządność z Brukselą, aby nie narażać na szwank finansowego wsparcia, które bardzo jest nam potrzebne. Oby zamiast tego rząd i NBP nie poszli własną „suwerenną" drogą, drukując bez opamiętania pieniądze na wzór USA. Polska to w końcu nie Ameryka, a złoty to nie dolar.