Polska od lat jest krajem, gdzie dodatkowa opieka medyczna regularnie plasuje się w ścisłej czołówce najbardziej atrakcyjnych świadczeń pozapłacowych dla pracowników. I szybko się to pewnie nie zmieni, chociaż coraz więcej osób, które za abonament w prywatnej przychodni płaciły z własnej kieszeni, przechodzi teraz do publicznej służby zdrowia. Bo ta prywatna nie zdała egzaminu w czasie lockdownu, a teraz – tak jak publiczna – stawia głównie na teleporady.
Przepływ pacjentów do publicznej służby zdrowia, która – nie tylko w Polsce – stała się podstawową siłą w walce z pandemią, pokazuje, jak bardzo liczymy na państwo. Nie tylko zresztą jako pacjenci, ale również jako przedsiębiorcy i pracownicy, w tym także ci zatrudnieni w prywatnych korporacjach. Organizacje biznesowe, które do niedawna zżymały się na zbyt duży wpływ państwa na gospodarkę – bo powinno się ograniczyć do roli stróża nocnego – teraz oczekują, że to państwo weźmie na siebie rolę troskliwego rodzica
z szeroko otwartym portfelem. Wesprze pracowników, uchroni przed upadkiem przedsiębiorców, a dodatkowo ochroni wszystkich przed koronawirusem.
Na całym świecie rządy spełniły te oczekiwania
– w ramach walki z pandemicznym kryzysem w gospodarkę wpompowano setki miliardów dolarów