Takie zderzenie musi napędzić wzrost cen. Było tak już w 2020 r. w wakacje, gdy po wiosennym lockdownie wczasowiczów nad morzem łupili nawet właściciele nędznych kwater i budek z rybą, nie mówiąc o stawkach w komfortowych hotelach, które w lipcu i sierpniu zaczęły sięgać stratosfery.

Teraz będzie podobnie, a rosnącą turystyczną gorączkę jeszcze podnosi rząd, zapowiadając – zresztą w dość chaotyczny sposób – przyspieszenie luzowania obostrzeń. Może to okazać się ryzykowne, bo statystyki zachorowań nie do końca odzwierciedlają stan faktyczny, a szczepienia, zamiast się rozkręcać, raczej hamują. Ponadto, sytuację może zmienić powrót uczniów do szkół, gdyby wzrosła przez to ilość zakażeń. A taki scenariusz to powód do nowych obostrzeń.

Dla przedsiębiorców byłoby to gorsze niż przedłużenie dotychczasowego stanu. Zwłaszcza w branżach, które potrzebują czasu i nakładów na ponowne uruchomienie. Przykładem są hotele na Warmii i Mazurach: choć 12 lutego można je było otworzyć, to kilkanaście dni później trzeba było z powrotem zamknąć, gdy regionalnym lockdownem objęte zostało całe województwo. Taka operacja, jaką wykonała hotelowa Grupa Anders, prowadząca w regionie pięć hoteli, kosztowała 400 tys. zł.

Na dodatek, o ile hotele nastawione głównie na ruch turystyczny mogą teraz liczyć na odbicie, o tyle w dalszym ciągu niewiadomą pozostaje restart turystyki biznesowej, zapewniającej sieciom hotelowym ok. 50 proc. przychodów. Gości biznesowych z zagranicy nie należy się na razie spodziewać. Z kolei firmy w kraju nie planują w bliskiej perspektywie powrotu do bezpośrednich spotkań i konferencji, skoro te organizowane zdalnie coraz lepiej się sprawdzają.

Niewiadomych jest zresztą więcej, także w turystyce. Kiedy kurz po pierwszym szturmie na rezerwacje opadnie, może się okazać, że gwałtownie rosnące ceny noclegów czy burgerów przy plaży zaczną działać odstraszająco. Zwłaszcza że spora część urlopowiczów nie za bardzo jeszcze wie, gdzie będzie im bezpieczniej: czy w dużym, markowym hotelu, w którym może przebywać więcej osób, ale rygory sanitarne powinny być ostrzejsze, czy w małym, prywatnym ośrodku, który w ochronę przed wirusem niekoniecznie zainwestuje tyle, co zagraniczne sieci. Na pewno dużym wzięciem będą się cieszyć indywidualne domki na wynajem. I może to być jedyny przypadek, gdy popyt na wakacyjny wypoczynek mocno przewyższy podaż.