Prof. Leszek Balcerowicz stał się symbolem przemian społeczno-gospodarczych, które doprowadziły do wprowadzenia gospodarki rynkowej w miejsce dogorywającego komunizmu, zwanego dla niepoznaki przez samych komunistów socjalizmem. Choć Polska najsprawniej przeszła transformację, w ciągu 30 lat potrajając PKB i rosnąc gospodarczo najszybciej w regionie, niektórzy rzeczywiście wierzą, że wtedy doszło do prawdziwego nieszczęścia. Inni cynicznie wykorzystują ludzką niewiedzę lub słabą pamięć. Hasło: „Balcerowicz musi odejść", wraca więc jak bumerang, a wraz z nim rozliczne kłamstwa i mity.
Także w ostatnich latach, kiedy planowi Balcerowicza przeciwstawia się plan Morawieckiego. Kilka miesięcy temu na przedwyborczej konwencji PiS prezes Jarosław Kaczyński mówił o „darwinizmie społecznym", „złym kapitalizmie", dla którego ważniejszy jest zysk niż sytuacja rodzin. Przytaczał historię listu prezesa FSO z prośbą o pomoc, który to list Balcerowicz miał wrzucić do kosza. Trzy lata wcześniej na kongresie PiS mówił z kolei o odrzuceniu „nieszczęsnych teorii, koncepcji szkodnika Balcerowicza" i konieczności postawienia w gospodarce na Morawieckiego.
Czytaj także: Balcerowicz: To, co dobre, stało się w 1990, kolejny rok był trudniejszy
Cóż, politycy wiedzą, że obywatelom ówczesna transformacja kojarzy się z dolegliwościami, takimi jak wzrost bezrobocia i upadek wielu zakładów przemysłu ciężkiego, które – zarządzane przez nieudolną PRL-owską nomenklaturę (dużo lepiej szło jej z uwłaszczaniem się) i roszczeniowe związki zawodowe – nie poradziły sobie w warunkach wolnego rynku. A jedynym ich pomysłem na przetrwanie były pieniądze od państwa.
Czy rzeczywiście można było wolniej i mniej boleśnie? Nie bardzo. Zapominamy, jak dramatyczna była wówczas sytuacja, o toczonym wyścigu z czasem, kiedy pionierskiemu wychodzeniu z bankrutującej, działającej w oparach absurdu gospodarki nakazowo-rozdzielczej towarzyszyła hiperinflacja. Porównywano to wówczas z gruntowną naprawą auta podczas jazdy. Zapominamy też, że bez tego Zachód nie umorzyłby nam dużej części długu i pozostalibyśmy bankrutem. Zresztą drogą „wolniejszej i mniej bolesnej transformacji" poszli nasi sąsiedzi i efekt jest taki, że choć mieli lepsze warunki startu, rozwijali się wolniej.