Puigdemont: Prezydent duch dla Katalonii

Aby uniknąć więzienia, Carles Puigdemont chce rządzić regionem za pomocą Skype'a. Hiszpański premier zapowiada, że do tego nie dopuści.

Aktualizacja: 12.01.2018 21:52 Publikacja: 11.01.2018 17:59

Od trzech miesięcy Carles Puigdemont codziennie zdalnie kontaktuje się z Brukseli ze swoimi zwolenni

Od trzech miesięcy Carles Puigdemont codziennie zdalnie kontaktuje się z Brukseli ze swoimi zwolennikimi w Katalonii.

Foto: AFP

Dla premiera Mariano Rajoya wszystko wydawało się załatwione, gdy z przedterminowych wyborów do katalońskiego parlamentu 21 grudnia obóz niepodległościowy wyszedł osłabiony. Co prawda trzy partie, które chcą zerwać więzi z Madrytem: Razem dla Katalonii (JxCat), Lewica Republikańska (ER) i Kandydatura Jedności Ludowej (CUP), zdobyły 70 na 135 miejsc w parlamencie, ale pięciu wybranych przebywa na wygnaniu w Brukseli, a trzech oczekuje w areszcie na proces pod zarzutem zdrady stanu. Prawnicy hiszpańskiego rządu uznali, że w tej sytuacji o większości dla secesjonistów nie może być mowy.

Jednak przed zaplanowanym na 17 stycznia pierwszym posiedzeniu katalońskiego zgromadzenia prawnicy w Barcelonie pracują nad własną interpretacją regulaminu parlamentu. – Jaki sens miałaby autonomia Katalonii, jeśli Madryt mógłby sam interpretować zapisy statusu naszego zgromadzenia? Nigdzie w tym dokumencie nie jest napisane, że przewodniczący musi osobiście wystąpić przed posłami, aby uzyskać wotum zaufania – mówi „Rz" Montserrat Daban Marin, sekretarz generalna Assemblea Nacional Catalana.

Najbardziej znanym deputowanym, który pozostaje w więzieniu, jest szef ER Oriol Junquerras. Jednak w jego zastępstwie Marta Rovira ustaliła we wtorek w Brukseli, że tak jak przed wyborami, to Puigdemont będzie „prezydentem" katalońskiego rządu. Ma go poprzeć cały blok niepodległościowy.

– Rozważana jest rezygnacja deputowanych, którzy nie mogą stawić się w parlamencie, na rzecz kolejnego kandydata na ich liście partyjnej. Jedynie Puigdemont by tego nie zrobił, ale i tak partie niepodległościowe miałyby 69 deputowanych, a więc większość – mówi Montserrat Daban Marin.

Sam Puigdemont ma ambitniejsze plany. Chce wystąpić o wotum zaufania, ale nie osobiście, tylko przez Skype'a, WhatsApp lub w postaci hologramu. Po tym, gdy Sąd Najwyższy w Madrycie nie zgodził się na warunkowe zwolnienie Junquerasa, jest jasne, że w razie powrotu do Barcelony, „president" zostałby aresztowany i groziłoby mu do 30 lat więzienia za zdradę stanu. W ostateczności Puigdemont mógłby zgodzić się na odczytanie swego wystąpienia przez innego posła.

Dla premiera Rajoya to byłaby trudna do wyobrażenia prowokacja. Dlatego koordynator Partii Ludowej na Katalonię Fernando Martinez Maillo zapowiedział: zrobimy wszystko, by nie dopuścić do takiego scenariusza.

– Nie wiem, co to może znaczyć? Odcięcie internetu w momencie wystąpienia Puigdemonta? W każdym razie staje się zupełnie jasne, że hiszpański rząd nie jest w stanie powstrzymać ruchu niepodległościowego inaczej, niż w drodze zakazów, represji. Ale ta taktyka nie jest skuteczna – uważa Montserrat Daban Marin.

To nie do końca prawda, bo mimo przejęcia przez Madryt bezpośredniej kontroli nad prowincją na mocy art. 155 konstytucji i aresztowania niektórych liderów, partie dążące do secesji uzyskały mniejsze poparcie niż w wyborach 2015 r. Rajoyowi udało się zmobilizować część „cichej większości", przybyszów z innych części Hiszpanii, którzy do tej pory traktowali ruch niepodległościowy jako nieco dziwaczne, ale zasadniczo nieszkodliwe zjawisko, które ich nie dotyczy. Ucieczka tysięcy katalońskich firm przekonała wielu wyborców, że tak nie jest.

W czasie nielegalnego referendum 1 października, Rajoy polecił jednak policji blokować punkty wyborcze, konfiskować urny, uniemożliwić wszelkimi sposobami głosowanie. Świat obiegły żenujące obrazy szarpaniny funkcjonariuszy ze starszymi panami – powstało wrażenie, że to secesjoniści bronią prawa, a Madryt łamie fundamentalne zasady demokracji.

W pościgu za Puigdemontem Rajoy i tak już poniósł porażkę, gdy się okazało, że Belgia, łamiąc podstawe zasady lojalności między krajami UE, odmówiła wydania katalońskiego zbiega, chyba że pod ścisłymi warunkami. Teraz nie może więc pozwolić sobie na kolejną wizerunkową porażkę, próbując w katalońskim parlamencie złapać puigdemontowego ducha.

Dla premiera Mariano Rajoya wszystko wydawało się załatwione, gdy z przedterminowych wyborów do katalońskiego parlamentu 21 grudnia obóz niepodległościowy wyszedł osłabiony. Co prawda trzy partie, które chcą zerwać więzi z Madrytem: Razem dla Katalonii (JxCat), Lewica Republikańska (ER) i Kandydatura Jedności Ludowej (CUP), zdobyły 70 na 135 miejsc w parlamencie, ale pięciu wybranych przebywa na wygnaniu w Brukseli, a trzech oczekuje w areszcie na proces pod zarzutem zdrady stanu. Prawnicy hiszpańskiego rządu uznali, że w tej sytuacji o większości dla secesjonistów nie może być mowy.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 787
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 786