Oczywiście Hitler nie zamierzał się stosować do deklaracji końcowej. Kiedy 1 października oddziały Wehrmachtu wkroczyły na terytorium Czechosłowacji i zajęły Sudety, niemiecki kanclerz wiedział, że potęgi europejskie nie kiwną palcem w obronie porządku ustalonego Traktatem Wersalskim.

Już raz ten scenariusz przetestował przyłączając do Rzeszy Niemieckiej swoją austriacką ojczyznę w marcu 1938 roku. Wydarzenie to ostatecznie burzyło status quo starego kontynentu. W historiografii utrwalił się pogląd, że wódz III Rzeszy zadrwił sobie z bezsilności i indolencji Wielkiej Brytanii i Francji, a dokonał rozbioru Czechosłowacji, głównie przy pomocy Mussoliniego. Nic bardziej mylnego. Postawa Mussoliniego w Monachium była skutkiem kryzysu związanego z Anschlussem. Faszystowskie Włochy, jako jedyne państwo europejskie były gotowe w marcu 1938 r zbrojnie stanąć w obronie suwerenności Republiki Austrii przed nazistowskimi Niemcami. Ale przecież nikt wśród demokracji europejskich nie chciał wspierać Mussoliniego. Pół roku później Duce świadom gry Francji i Wielkiej Brytanii poparł postulaty Hitlera.

W osiemdziesiątą rocznicę podpisania układu monachijskiego powinniśmy pamiętać, że zarówno Anschluss Austrii, jak i barbarzyński zabór Czechosłowacji dokonały się nie tylko za zgodą europejskich potęg, ale można nawet zaryzykować stwierdzenie, że wręcz w ramach realizacji ich wizji świata powojennego.

Nie można zapominać, ze już 19 listopada 1937 r. nowy brytyjski minister spraw zagranicznych Edward Wood Halifax zaproponował Hitlerowi w Berchtesgaden nowy model Europy, w której o losach mniejszych państw i narodów miały decydować: Niemcy, Wielka Brytania, Francja i Włochy. Hitler potraktował tę propozycję bardzo poważnie. Swoimi czynami zdawał się mówić: „Proszę bardzo, realizujemy nasze tajne porozumienie: My Niemcy nie wtrącamy się do waszej polityki kolonialnej, a wy trzymajcie się z dala, kiedy ja będę robić porządki w Europie Centralnej”. Układ Monachijski nie był więc niczym innym jak pokłosiem proniemieckiej polityki takich polityków brytyjskich jak David Lloyd George, Edward Halifax czy były król Edward VIII. Nie kto inny, ale właśnie Halifax w rozmowie z Hitlerem zasugerował, że wkrótce nastąpią „określone zmiany w porządku europejskim”. W Londynie, Paryżu czy Rzymie nikt nie przejmował się losem Czechów. Halifax dał Hitlerowi jasno do zrozumienia, że brytyjskie elity zdają sobie sprawę i akceptują zmiany jakie będą wkrótce dotykać Austrii, Czechosłowacji i … Gdańska. „Rządowi jego królewskiej mości zależy jedynie, żeby zmiany te dokonywały się drogą pokojowej ewolucji” – podkreślał lord Halifax. Hitler miał prawo odebrać od Halifaxa jasny sygnał, że Londyn przymyka oczy na rewizję granic niemieckich w Europie Centralnej. Ta cicha akceptacja miała trwać tak długo, jak długo zmiany te miały się dokonywać drogą dyplomacji.

15 września 1938 r. do Monachium przyleciał premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain. Na ulicach witały go wiwatujące tłumy. Wbrew pozorom była to spontaniczna reakcja zwykłych Niemców, co zresztą mocno zaniepokoiło Hitlera. Kiedy Chamberlain przybył Berchtesgaden Hitler wygłosił przed nim tyradę o upokorzeniu Niemiec Traktatem Wersalskim w 1918 roku. Na końcu Hitler oświadczył, że on ten kryzys sudecki rozwiąże i tak w ten lub inny sposób, ale zawsze będzie to po jego myśli. Zdumiony Chamberlain spytał: po co w takim razie został zaproszony do Niemiec. Hitler wyczuwając irytację u swojego gościa nachylił się w jego kierunku i powiedział nieco ciszej: „obiecuję Panu, że sprawa sudecka to ostatni wielki problem jaki mam do rozwiązania”. Naiwny Anglik kupił to kłamstwo. Wielki demagog i zbrodniarz ponownie zdołał oszukać świat demokracji.