„Stuttgarter Zeitung" stwierdza, że „jedyne, co liczy się dla Trumpa, to układ. On chce stanąć przed swoimi wyborcami, mając w ręku prawdziwe ustępstwa ze strony Europejczyków. I tym samym udowodnić, na co go stać. Czas nagli. Teraz jest ważne, by Unia Europejska działała wspólnie. Jeżeli Komisja Europejska nie będzie mogła negocjować w tej sprawie, bo Paryż i Berlin nie rozstrzygną sporu o ogólny kierunek polityki handlowej, wtedy wojna handlowa będzie przegrana dla Europy.”

„Mannheimer Morgen" pisze: „Sprawiedliwy handel światowy, na który tak chętnie powołuje się Unia Europejska, jest także przez nią torpedowany. I nawet zachwalane układy o wolnym handlu z Kanadą, Japonią, Australią czy Meksykiem nie oznaczają jeszcze wolnego dostępu do nowych rynków. Cła przewidziane są nieraz na lata przede wszystkim na wrażliwe produkty, takie jak produkty rolne. W przypadku innych barier handlowych sytuacja jest jeszcze bardziej drastyczna.”

Według „Mittelbayerische Zeitung" z Ratyzbony nie ma innego sposobu na rozwiązanie sporu handlowego między UE a USA, jak „poważne negocjacje w ramach Światowej Organizacji Handlu, rozmowy na wszystkich szczeblach, by nie tylko zapobiec planowanym cłom, ale także żałosnemu grożeniu nimi. Nawiasem mówiąc, istniał już traktat, który zmniejszyłby bariery handlowe między UE a USA. Było to porozumienie TTIP. Teraz mści się, że nie zostało ono rozsądnie wynegocjowane i zawarte.”

„Heilbronner Stimme" uważa, że „nikt nie powinien za wcześnie cieszyć się z odroczenia w czasie zapowiadanych ceł na produkty z UE. Nawet, jeśli poczynania Trumpa są ekonomicznie bezsensowne, i nawet jeśli wywołują kontrowersje wśród Amerykanów, on je wdroży. Trump musi mieć trofeum, którym mógłby się pochwalić. Nie chodzi tylko o deficyt w handlu, który jest mu solą w oku. Na określone produkty – przede wszystkim samochody – Unia Europejska faktycznie wymaga wyższych ceł importowych niż USA.”