Mała, francuska wieś, położona w górach. Na zaśnieżonej drodze opuszczony samochód. Należy do czterdziestokilkuletniej paryżanki, która ma w okolicy dom. Ale kobieta zniknęła. Policja zaczyna śledztwo.
Dzisiejszy mrok
Historie kryminalne zawsze były łakomym kąskiem dla kina. Za pierwszy kryminał uznaje się etiudę Francuza Faerdynanda Zecci „Historia pewnej zbrodni" nakręconą w 1901 roku.
Potem rodziły się różne odmiany tego gatunku: od horrorów do komedii kryminalnych, były opowieści detektywistyczne i mocne kino gangsterskie, powstawały dramaty sądowe i więzienne. Najlepsze tytuły zawsze niosły ze sobą nie tylko pytanie „kto zabił?", lecz również diagnozy społeczne czy wnikliwe portrety psychologiczne bohaterów.
Dziś kryminały w stylu Agathy Christie trącą myszką. David Lynch w „Miasteczku Twin Peaks" zmusił widzów na całym świecie, by dostrzegli skomplikowaną rzeczywistość kryjącą się pod powierzchnią zdarzeń. Dominik Moll poszedł tym samym śladem. Sam też przyznaje, że przygotowując „Tylko zwierzęta...", myślał o klimacie „Fargo" braci Coen i bohaterach tego filmu, na pierwszy rzut oka dość prostych, a przecież noszących w sobie jakiś mrok.
Francuski reżyser już dwie dekady temu w filmie „Harry, twój najlepszy przyjaciel" udowodnił, że potrafi obserwować skomplikowane relacje między ludźmi i pozostawiać widzów w niepewności, z pytaniami, na które nie ma pewnych i łatwych odpowiedzi. Potem w „Lemingu" realizm mieszał z fantazją, przekonując, że każdy związek skazany jest na porażkę. Sam wówczas mówił: „Nie jestem pesymistą, tylko realistą. Po prostu nigdy nie można być pewnym drugiego człowieka i swoich własnych ciemnych stron".