Inność trudna do akceptacji

Karolina Bielawska, autorka dokumentu „Mów mi Marianna" wyznaje Barbarze Hollender, jak ciężko żyć w zgodzie ze sobą.

Aktualizacja: 27.01.2016 17:53 Publikacja: 27.01.2016 17:23

Foto: materiały prasowe

"Rzeczpospolita": Bohaterka pani dokumentu przechodzi proces korekty płci prawie 100 lat po pierwszych takich operacjach. I mam wrażenie, że temu tematowi wciąż towarzyszą tajemnica, wstyd, niezrozumienie.

Karolina Bielawska: Transseksualizm został zaakceptowany w świecie mediów, celebrytów, artystów, gdzie odmienność nie budzi zdziwienia. Dzisiaj popularność zdobywają transseksualni aktorzy, a Eddie Redmayne za rolę transseksualistki w „Dziewczynie z portretu" dostaje nominację do Oscara. Ale to nie przekłada się na życie zwyczajnych ludzi, gdzie inność wciąż może łączyć się z wykluczeniem i tragedią. Osoba „inna" jest stygmatyzowana, podobnie jak jej rodzina. Chciałam opowiedzieć o kimś, kto walczy o prawo do bycia sobą, ale również o prawo do normalnego życia w społeczeństwie.

Jak trafiła pani na Mariannę Klapczyńską?

Przeczytałam wywiad z Anną Grodzką, która opowiadała, że latami była w niezgodzie z własną tożsamością, żyjąc jak mężczyzna. Chciałam zrozumieć, co to znaczy żyć w niewłasnym ciele. Zaczęłam temat dokumentować. Myślałam o filmie fabularnym. Ale kiedyś u Ani Grodzkiej spotkałam Mariannę. Miała wtedy 47 lat i była w trakcie procesu korekty płci. Leczyła się, czekała na operację, od czterech lat toczyła w sądzie proces z rodzicami. Nie było w niej żadnej ekstrawagancji, stereotypów, jakie zwykle towarzyszą naszemu myśleniu o osobach transpłciowych. Wierząca, skromna, o poglądach konserwatywnych, pragnęła tylko być kobietą. Pomyślałam, że nie ma sensu brać aktora, który by coś udawał, skoro mam prawdziwą bohaterkę. Zaproponowałam Mariannie, żebyśmy zrobiły film dokumentalny.

Dlaczego się zgodziła?

Na początku odmówiła. Zaczęła nowe życie, mieszkała w innym środowisku, gdzie funkcjonowała jako kobieta. Ale potem silniejsza okazała się potrzeba opowiedzenia swojej historii. W latach 80. rodzice nie uznali jej inności. Musiała wybrać – albo leczyć się psychiatrycznie elektrowstrząsami, albo udawać kogoś, kim nie jest. A ona czuła potrzebę akceptacji. Chciała mieć rodzinę, normalne życie, dlatego próbowała przewalczyć poczucie własnej tożsamości. Przez 25 lat jej się to udawało. Miała dom, wychowała dwójkę dzieci. Ale doszła do muru. Powiedziała mi: „Już nie mogłam trwać w kłamstwie. Miałam dwa wyjścia: popełnić samobójstwo albo zrobić ze sobą porządek".

Pokazała pani ból, który stał się udziałem zarówno Marianny, jak i jej rodziny.

Interesowały mnie relacje między bliskimi, bo tu obie strony muszą się zmagać z trudną sytuacją. Chcąc mieć normalne życie, zdecydowała się na kłamstwo, które pociągało kolejne kłamstwa. Skrzywdziła więc siebie, ale i rodzinę. Dlaczego? Bo kiedyś nie zaakceptowano jej inności. Teraz za własną tożsamość zapłaciła wysoką cenę. Straciła rodzinę, jest osobą bardzo samotną.

Można zrozumieć ogromny szok, jaki przeżyli jej bliscy.

Rodzice nigdy nie pogodzili się z Marianną. Żona próbowała tę sytuację zaakceptować. Mówiła: „Możesz się przebierać, ale w święta, urodziny bądź mężczyzną". A tu nie chodzi o przebieranki. Chodzi o poczucie tożsamości.

Pokazała też pani radość bycia w zgodzie ze sobą. Marianna po operacji po raz pierwszy czuła się dobrze w swoim ciele.

Bo podstawowymi wartościami w życiu człowieka są wolność i poczucie tożsamości. Spędziłam z Marianną kilka lat. Poznałyśmy się w 2011 roku. Moment operacji był dla całej ekipy filmu czymś niesamowitym. Widzieliśmy szczęście Marianny, byliśmy wzruszeni i przejęci.

Dwa miesiące po operacji Marianna miała udar. Wstrząsająca jest scena, gdy pyta Boga: ile może się zdarzyć jednej osobie?

To był trudny moment niezgody na los. Gdy już stawała się sobą, powaliła ją choroba. W szpitalu zjawiła się wtedy Kasia. Z tortem, z dobrym słowem. Rodzice nie. I nie odzywają się nadal. Myślę, że dla Marianny jest to wciąż potwornie przykre.

Nie bała się pani, że ten film Mariannę zrani? Że zniszczy jej anonimowość?

Oczywiście, że tak myślałam. Zwłaszcza że zobaczyłam, jak trudno być osobą transseksualną w Polsce. Marianna stale jest narażona na szyderstwa, śmiech, niezasłużoną niechęć. Wciąż musi udowadniać, że jest osobą wartościową i godną szacunku, więc tym bardziej bałam się reakcji ludzi. Ale Marianna była odważna. I nasz dokument stał się dla niej rodzajem terapii, zbliżył do ludzi, którzy ją zrozumieli i zaakceptowali.

Myśli pani o publiczności?

Widzowie w Warszawie, Ińsku, Nowym Jorku, Chicago, Lizbonie fantastycznie na ten film reagują. Czują do Marianny sympatię, dopytują mnie, jak ona się czuje, piszą do niej listy, mówią, że stała się dla nich bliską osobą. Po jednym z pokazów podeszła do mnie nieznajoma kobieta i zaprosiła Mariannę do swojego domu w Sopocie. Marianna nie dostała poczucia bezpieczeństwa i akceptacji od najbliższych, a dostaje to od innych ludzi.

To jest oswajanie nieznanego?

Najbardziej mnie cieszy, gdy ludzie opowiadają, że na początku podchodzili do tematu z niechęcią i nie lubili bohaterki, a w czasie projekcji niechęć w nich topniała i zamieniała się w sympatię.

Dzieci Marianny obejrzały film?

Nie chciały wziąć w filmie udziału i dotąd go nie widziały. Ja to rozumiem, pewnie potrzebują więcej czasu. Mam nadzieję, że kiedyś Mariannę zrozumieją. Podobnie jak widzowie, którzy uświadamiają sobie, że takie historie, tragedie ludzi z ogromnym bólem szukających własnej tożsamości mogą się przytrafić wszędzie: w ich rodzinach, pani, mojej. I że trzeba do tych ludzi wyciągnąć rękę.

Recenzja

Filmy o transseksualistach i transwestytach pojawiają się co pewien czas: „Dziewczyna z portretu" z Eddiem Redmayn,em, „Witaj w klubie" z Jaredem Leto, „Śniadanie na Plutonie" z Cillianem Murphym. Ale to wciąż są fabularne historie. „Mów mi Marianna" to życie. Karolina Bielawska zrobiła przejmujący dokument. Jej bohaterka, która dziś stała się Marianną, przez 43 lata była synem, mężem, ojcem. Dopiero jako dojrzały człowiek zrozumiała, że dłużej tak nie może żyć. Poddała się terapii hormonalnej i operacji korekty płci, w sądzie wywalczyła możliwość zmiany metryki. Ten film jest pełen cierpienia. Ale i nadziei, którą niesie determinacja człowieka walczącego o prawo do bycia sobą. Filmy takie jak „Mów mi Marianna" uczą obcować z innością, rodzą empatię, budują tolerancję. —bh

"Rzeczpospolita": Bohaterka pani dokumentu przechodzi proces korekty płci prawie 100 lat po pierwszych takich operacjach. I mam wrażenie, że temu tematowi wciąż towarzyszą tajemnica, wstyd, niezrozumienie.

Karolina Bielawska: Transseksualizm został zaakceptowany w świecie mediów, celebrytów, artystów, gdzie odmienność nie budzi zdziwienia. Dzisiaj popularność zdobywają transseksualni aktorzy, a Eddie Redmayne za rolę transseksualistki w „Dziewczynie z portretu" dostaje nominację do Oscara. Ale to nie przekłada się na życie zwyczajnych ludzi, gdzie inność wciąż może łączyć się z wykluczeniem i tragedią. Osoba „inna" jest stygmatyzowana, podobnie jak jej rodzina. Chciałam opowiedzieć o kimś, kto walczy o prawo do bycia sobą, ale również o prawo do normalnego życia w społeczeństwie.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Laureaci Oscarów, Andrzej Seweryn, reżyserka castingów do filmów Ridleya Scotta – znamy pełne składy jury konkursów Mastercard OFF CAMERA 2024!
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Film
Patrick Wilson odbierze nagrodę „Pod Prąd” i osobiście powita gości Mastercard OFF CAMERA
Film
Nominacje do Nagrody Female Voice 2024 Mastercard OFF CAMERA dla kobiet świata filmu!
Film
Script Fiesta 2024: Damian Kocur z nagrodą za najlepszy scenariusz
Film
Zmarła Mira Haviarova