Specjaliści nie mieli wątpliwości, że walka o Złote Globy rozegra się w tym roku między „Kształtem wody" Guillermo del Toro a „Trzema billboardami za Ebbing, Missouri" Martina McDonagha.
To była też rywalizacja między dwiema koncepcjami kina: „Kształt wody" mówi o rzeczywistości w sposób baśniowy, „Trzy billboardy..." to bolesny realizm.
Wynik nie zaskakuje: zdecydowanie wygrało mocne spojrzenie na rzeczywistość. „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" zgarnęły większość najważniejszych statuetek: dla najlepszego filmu, za scenariusz Martina McDonagha, za role Frances McDormand i Sama Rockwella. Irlandzki pisarz i reżyser opowiedział historię kobiety, której córka została brutalnie zgwałcona i zamordowana. Po wielu miesiącach matka walczy, by zostali ukarani jej zabójcy. Ale jest to również film o prowincjonalnej Ameryce, dalekiej od propagandowej wizji oazy spokoju, pełnej nietolerancji, niechęci do inności, rasizmu.
Guillermo del Toro musiał zadowolić się Złotym Globem za reżyserię. Alexandre Desplat został też wyróżniony za muzykę do tego filmu. Ich „Kształt wody" to osadzona w latach 50. opowieść o ludziach wykluczonych. Aktualna i piękna, ale jednak skrywająca się za baśnią.
Za najlepszy film komediowy uznano „Lady Bird" Grety Gerwig. To znów zwycięstwo kina realistycznego. W tej sytuacji nie może też dziwić nagroda za najlepszy film nieangielskojęzyczny, która przypadła Fatihowi Akinowi. „W ułamku sekundy" to obraz dotykający najważniejszych problemów współczesnego świata: terroryzmu i niechęci do obcych.