A plan Morawieckiego, choć nikt jeszcze nie widział ani jednego z miliona obiecanych aut na prąd (o luxtorpedach nie wspominając), już spowodował, że rozwój mamy gwarantowany.
Sprawy jednak wyglądają trochę inaczej. Chyba mało kto w Polsce zdaje sobie w pełni sprawę z tego, jak bardzo nasza gospodarka jest już powiązana z zachodnioeuropejską. Tempo wzrostu PKB u nas i w strefie euro to od kilkunastu lat dwie niemal równoległe linie: nasza gospodarka przyspiesza, jeśli przyspiesza strefa euro (a bynajmniej nie wtedy, kiedy wprowadzamy program 500+), i zwalnia, kiedy tam się pogarsza. Podobnie jest u naszych południowych sąsiadów. I to wyjaśnia tajemnicę, dlaczego choć na Słowacji od ponad dekady rządzą populiści, a na Węgrzech grzmiący na liberalną demokrację Viktor Orbán, to oba kraje się rozwijają. Dopóki jacyś wariaci nie doprowadzą do exitu z Unii, niestabilność polityczna krajów środkowej Europy nie rujnuje ich gospodarek. A pokrzykiwania polityków, przypisujących sobie sukces, są jak z przysłowia: gdzie konie kują, żaba nogę podstawia.