Rewolucja puka do drzwi

Przez lata moje opowieści o tym, że kiedyś zabraknie w Polsce pracowników, kwitowane były grzecznym, ale pobłażliwym uśmiechem.

Publikacja: 17.10.2018 21:00

Rewolucja puka do drzwi

Foto: 123RF

Zarządzający polskimi firmami generalnie się z tym zgadzali, ale byli święcie przekonani, że na pewno nie zdarzy się to za ich życia. Wniosek był prosty: nie ma co przesadzać z inwestycjami w pracowników i przesadnie o nich dbać, a jak koniunktura nieco się pogarsza, należy ich bez wahania zwalniać. Bo jak koniunktura powróci, na nowo się ich zatrudni, z łatwością wybierając z długiej kolejki chętnych. Dziś jak Polska długa i szeroka trwa lament pracodawców. To, co miało zdarzyć się za dziesiątki lat, właśnie nadeszło.

Mam wrażenie, że przeżywam déja vu. Na spotkaniach z przedsiębiorcami tłumaczę, że szykują się gwałtowne zmiany w światowej gospodarce związane z czwartą rewolucją przemysłową. Z jednej strony mówi się o kolejnej fali innowacji, polegających na zintegrowaniu urządzeń mechanicznych i cyfrowych, a kiedyś może też na połączeniu ciała człowieka z urządzeniami i komputerami. Z drugiej strony w przemyśle i usługach będziemy mieli do czynienia z rozpowszechnieniem robotów przemysłowych i sztucznej inteligencji. Zmiany już następują: w 2000 r. na świecie było 750 tys. robotów, teraz już ponad 2 mln, a tempo ich rozprzestrzeniania się rośnie.

Przez lata byliśmy przyzwyczajeni, że kraje oferujące znacząco niższy koszt pracy – i tworzące warunki do rozwoju – automatycznie zyskują w wielu dziedzinach przewagę konkurencyjną nad krajami o droższej pracy. Wykorzystanie tej przewagi pozwoliło naszym firmom na ogromny wzrost produkcji i eksportu. A ponieważ płaca polskiego robotnika, pracownika centrum usługowego czy kierowcy jeszcze przez dekady będzie dużo niższa od niemieckiej, dalszy sukces gospodarczy wydaje się gwarantowany.

Robotyzacja może jednak szybko zmienić modele biznesowe globalnych korporacji, ograniczając poszukiwanie niższych kosztów pracy. Według niektórych szacunków, wykorzystanie robotów przemysłowych, przy znaczącym spadku ich cen, może do 2025 r. obniżyć koszty pracy w niemieckim przemyśle motoryzacyjnym o ponad 40 proc. Jeśli tak będzie, niewykluczone że za kilka lat obsługiwana przez pracujące cicho roboty fabryka aut w Niemczech czy Japonii stanie się bardziej konkurencyjna od fabryki w Polsce, a kierowana przez automat niemiecka ciężarówka stanie się tańsza od ciężarówki z polskim kierowcą.

Kiedy mówię to polskim przedsiębiorcom, znów widzę grzeczne uśmiechy: to ciekawe, ale zdarzy się za 20–30 lat. Nieprawda. To zaczyna się dziać już dzisiaj, a zdarzy się jutro. Polskie firmy muszą gwałtownie zmieniać swoje technologie i inwestować, jeśli nie chcą wypaść z rynku, a rząd powinien im w tym pomóc.

Na razie zajmuje się przekopywaniem Mierzei Wiślanej i planami lotniska w Radomiu. A stopa inwestycji w firmach jest najniższa od ponad 20 lat.

Zarządzający polskimi firmami generalnie się z tym zgadzali, ale byli święcie przekonani, że na pewno nie zdarzy się to za ich życia. Wniosek był prosty: nie ma co przesadzać z inwestycjami w pracowników i przesadnie o nich dbać, a jak koniunktura nieco się pogarsza, należy ich bez wahania zwalniać. Bo jak koniunktura powróci, na nowo się ich zatrudni, z łatwością wybierając z długiej kolejki chętnych. Dziś jak Polska długa i szeroka trwa lament pracodawców. To, co miało zdarzyć się za dziesiątki lat, właśnie nadeszło.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację