Rzeczywiście 1970 r. i kopalnia Wujek niczego nas nie nauczyły? Balcerowicz w nowej opowieści to bohater negatywny, w podręcznikach były wicepremier pojawia się rzadko i w kontekście „szokowej terapii". O zmianach gospodarczych po 1989 r. jest tyle co kot napłakał. Wystarczy się wybrać do sąsiadów w regionie, by zobaczyć, jak wygląda życie państw, które zmieniły ekonomię na pół gwizdka, nie przeszły reform, prywatyzacji, nie chciały zagranicznych inwestycji i pognały zachodnie koncerny medialne. Oligarchia i korupcja na skalę, przy której polskie bolączki są niczym. Czy naprawdę ludziom tam żyje się lepiej? W wariancie bez reform gospodarczych mielibyśmy 100 afer FOZZ, a nie jedną.

Pani wicepremier w Krynicy tydzień temu o 1989 r.: „Bardzo często mieliśmy poczucie, że Polska straciła niezależność gospodarczą". Naprawdę lepsza byłaby gospodarka zaplanowana w tajnych notatkach kluczowych postaci PZPR i służb w połowie lat 80. na zasadzie „dla nich tylko zieleniaki"? Przecież taka była realna alternatywa w czasach rozpadu ZSRR.

Świat polega na tym, że aby ktoś nam umorzył pożyczkę, trzeba mu w innym miejscu coś sprzedać, żeby gdzie indziej zarobił. Sprzedać trzeba inwestorom także wtedy, gdy samemu nie ma się pieniędzy, by zainwestować, i po to, by innym, którzy mają u nas ulokowane dolary, nie było obojętne, co się u nas dzieje. Nazywanie się realistami zobowiązuje do tego, by takie mechanizmy rozumieć. Przecież to dzisiaj kompetentnym osobom w rządzie siwieją włosy na głowie z powodu odpływu zagranicznych inwestycji z Polski. We wtorek w Leżajsku okazało się, że UE też jest zła, bo „wyimaginowana". Czego my właściwie od Pana Boga chcemy? Wrócić do 1989 r.? Do Gierka? A może do 1939? Być jak Włochy też nie chcemy, bo „tam uchodźcy", być jak Francja też nie, bo „tam zamachy". I tak źle, i tak niedobrze.

Uwaga: nie chodzi o to, że w III RP wszystko było dobre. Po dwudziestu kilku latach wiele rzeczy jest do poprawy, w gospodarce, polityce i w pomocy społecznej też. FOZZ trzeba rozliczyć i konstytucję poprawić. Nie chodzi o to, że wszystko jest świetnie, że można się niczym nie przejmować. Chodzi o jedno zdanie mojej babci nieboszczki, która mówiła, że ciągłe narzekanie jest obrażaniem Pana Boga. Gdyby rzecz się działa w bajce o złotej rybce, złośliwa rybeńka jeszcze przed wyborami samorządowymi zrobiłaby nam kuku, czyli tak jak w kampanijnych wystąpieniach chcą dygnitarze. Na szczęście to tylko bajka, a narodem rządzi opatrzność. Pozostaje się modlić o jej cierpliwość.