Racja fizyka, Kaśka butów nie ma – jak mawiał nieodżałowany o. Józef Maria Bocheński. To już sprawdzone w ostatnich tygodniach kilka razy. Z pozycji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR) w Parlamencie Europejskim (PE) więcej się ugrać nie da – PiS, jedna z najliczniej reprezentowanych w PE partii, ma minimalne wpływy, bo jest w „zbiedniałej" rodzinie europejskiej, gdyż torysi, niegdyś potężny partner w ECR, znaczą mało i szykują się do wymarszu z Unii.

W tej sytuacji PiS pozostają tylko oklaski dla Ursuli von der Leyen. Poparcie dla niej w głosowaniu na szefową Komisji Europejskiej (KE) nie przyszło polskiej władzy łatwo, ale tej politycznej pragmatyki Polska potrzebuje dziś bardziej niż awantury wokół kolejnych głosowań nad kandydaturą Beaty Szydło.

Można pomrukiwać na Unię jako taką, można krytykować jej polityków, ale z KE warto dobrze żyć. Państwa wielkie są silne i zawsze się będą rozpychać, państwa mniejsze zawsze się przytulą do większego i jakoś popłyną dalej. Dla średnich, a szczególnie średnich z aspiracjami, jak Polska, stworzona jest właśnie Komisja Europejska. To ona ma instrumenty, które chronią państwa średnie przed zakusami silniejszych: innych państw, koncernów, mocarstw spoza Unii. Komisję trzeba więc pielęgnować, coachować, wmawiać jej sprawczość i oczekiwać, że będzie skuteczna. Z KE trzeba dobrze żyć – jeśli nie ze względu na miłość do Unii, ani nawet przekonanie, że dla Polski świat z silną Unią jest lepszy niż świat z Unią słabą, to choćby ze względu na zwykły pragmatyzm. I nie jest to sprawa rządu, ale sprawa narodowa.

W PiS walczą dwa żywioły: pragmatyzm w popieraniu „Niemki z Brukseli" i instynkt, by im wszystkim wygarnąć. Oby po kilku latach nieudanych doświadczeń z wygarnianiem zwyciężył jednak spryt i odrobina pragmatyzmu. Gdy ma się takie karty w PE, jakimi dysponuje PiS, najlepiej już krzyknąć: Wiwat pani Ursula! Wstrzymać oddech i zaczekać, co się wydarzy dalej.