Czy jest życie po śmierci?

Państwo to nie firma. Wskutek bankructwa nie znika z mapy świata, a jego majątku nie może przejąć komornik.

Publikacja: 06.03.2019 21:00

Czy jest życie po śmierci?

Foto: 123RF

Siedem lat temu Grecja była bankrutem. Ściślej rzecz biorąc, do pełnego bankructwa nie doszło, bo pozostałe kraje strefy euro złożyły się na pakiet ratunkowych pożyczek w wysokości ponad 300 mld euro, dzięki którym kraj zdołał jakoś przetrwać swoją finansową śmierć. Skończyło się na tym, że prywatni posiadacze greckich obligacji musieli się pogodzić ze stratą połowy zainwestowanego kapitału. A kraj przez kilka lat pozostawał na finansowej kroplówce, wdrażając jednocześnie radykalny program oszczędnościowy.

Czy Grecja zwróci kiedyś wszystkie swoje długi, a zwłaszcza te zaciągnięte w krajach strefy euro? A któż to wie? A jednak kraj, który niedawno jeszcze był bankrutem i cieszył się zerowym zaufaniem inwestorów, powrócił właśnie na rynek finansowy, sprzedając prywatnym inwestorom swoje dziesięcioletnie obligacje, w dodatku z umiarkowanym oprocentowaniem.

Ale co tam Grecja! Argentyna – kraj, który w ciągu minionych 200 lat bankrutował aż osiem razy – sprzedała rok temu obligacje 100-letnie! I też znalazła na nie chętnych.

Aby zrozumieć ten fenomen, przede wszystkim trzeba zrozumieć, na czym polega bankructwo kraju, a ściślej rzecz biorąc – jego rządu. Państwo to nie firma. Wskutek bankructwa nie znika z mapy świata, a jego majątku nie może przejąć komornik. Współczesne państwa są chronione przez immunitet suwerenny, co oznacza, że nie mogą podlegać sądom obcego państwa, a nawet jeśli rząd jakiegoś kraju nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań finansowych, nie da się zająć i spieniężyć jego majątku (np. ambasad). Skoro tak, to państwo bankrut jest w pewnym sensie bezkarne, bo nie da się go zmusić siłą do spłaty długów (w historii nie zawsze tak bywało – na początku XX wieku słynny korpus piechoty morskiej USA był wykorzystywany głównie do inwazji na kraje Ameryki Środkowej, które nie chciały spłacać swoich długów wobec amerykańskich banków).

Z drugiej jednak strony los państwa bankruta nie jest przyjemny. Nikt nie udzieli mu kredytu, za wszystko musi płacić gotówką. Może żyć tylko z bieżących dochodów, co zazwyczaj wiąże się z radykalnym ograniczeniem zakupów i ciężką recesją. Mimo immunitetu musi bardzo pilnować, by przypadkiem nie wydało się, że ma za granicą jakieś wartościowe aktywa, bo kto wie. Gdy Polska była bankrutem w latach 80. XX w., komunistyczne władze poważnie obawiały się, że wierzyciele mogą zająć na zagranicznych lotniskach samoloty LOT-u.

Dlatego właśnie, jeśli jakieś państwo bankrutuje, zarówno ono samo, jak i jego wierzyciele są w gruncie rzeczy zainteresowani zawarciem porozumienia. Państwo chce odzyskać normalną finansową wiarygodność, wierzyciele chcą odzyskać choć część kapitału. Jak dużą? To właśnie jest przedmiotem trudnych negocjacji.

Grecja jest przykładem tego, w jaki sposób ten mechanizm działa. Z pomocą innych krajów strefy euro przetrwała trudny okres, uzyskała częściowe umorzenie długów i przeprowadziła program oszczędnościowy, dzięki któremu jest dziś w stanie stopniowo spłacać swoje długi. A nagrodą jest to, że prywatni inwestorzy ponownie są gotowi kupować greckie obligacje. Ale żeby kupić obligacje argentyńskie, to już naprawdę trzeba być albo wariatem, albo spekulantem.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację