Droga do przewrotu bolszewickiego została otwarta. Rosja weszła w najbardziej krwawy i mroczny okres swoich dziejów, który trwa do dzisiaj.

Nie sposób żywić przyjaznych uczuć do putinowskiej Rosji, podobnie jak do tej z okresu stalinowskiego. Najgorszy z zaborców, nieprzyjaciel naszej niepodległości, siedlisko ideologicznej pychy (niezależnie czy w komunistycznym, czy wielkoruskim przybraniu). No i jeszcze do tego jawny wróg NATO, cichy destruktor Unii Europejskiej „stepowe Bizancjum".

Ale przecież nie można zapomnieć o kulturze rosyjskiej. Język stworzony do poezji jak ciało pięknej kobiety do miłości; nic dziwnego, że żaden kraj nie wydał tylu wielkich poetów, choć też żaden ich tak nie prześladował. Cudowna muzyka, wielka literatura. No i wspaniali propolscy Rosjanie, zwykle idący pod prąd powszechnej opinii rodaków, płacący za to najwyższą nieraz cenę: dość wspomnieć dekabrystów, Andrija Potiebnię, Aleksandra Hercena, Andrieja Sacharowa i wielu innych.

Najlepsza część rosyjskiej inteligencji była zawsze prozachodnia, Polakom łatwo przychodziło znalezienie z nią porozumienia. Kiedy słucha się wspomnień Polaków, którzy cierpieli w łagrach, na Syberii i w Kazachstanie, którzy zaznali tyle zła od rosyjskiego państwa, to zwykle okazuje się, że ocaleli oni dzięki pomocy obywateli sowieckiej Rosji, także uciskanych przez carat lub komunę. Czy to wszystko pożarła bezlitosna polityka?

Umacniając sojusz z państwami, które mają dość siły, aby przeciwstawić się kremlowskiej presji, wypełniamy polską rację stanu. Mając gębę pełną antyrosyjskich frazesów, bełkocąc o zamachu w Smoleńsku, wtykając kij w unijne szprychy, ignorując rosyjską kulturę i obywatelski dialog z Rosją, żądając od Ukrainy potępienia Bandery, robimy dokładnie to, na czym najbardziej zależy Putinowi.