Wprawdzie ceremonia rozdania Cezarów, najważniejszych francuskich nagród filmowych, odbędzie się dopiero w najbliższy piątek, ale jest o niej głośno już od dobrych kilku tygodni. Wszystko przez dwanaście nominacji dla „Oficera i szpiega” Romana Polańskiego, które – w kontekście nowych oskarżeń na tle seksualnym pod adresem reżysera – wywołały nie tylko wściekłość organizacji feministycznych, ale też ogólnonarodową debatę. Debatę, której nie zamknęło podanie się do dymisji zarządu Akademii Cezarów.

Kilka dni temu Francją wstrząsnął raport mówiący o manipulacjach i wykorzystywaniu seksualnym kobiet, w tym również zakonnic, przez Jeana Vaniera, zmarłego w ubiegłym roku w powszechniej opinii świętości charyzmatycznego twórcy chrześcijańskich wspólnot zajmujących się pomocą niepełnosprawnym. Bliskość w czasie i miejscu sprawia, że trudno się tym dwóm historiom nawzajem w sobie nie przejrzeć.

Czy artyście wolno więcej? Czy dobro, które ofiarowuje społeczeństwu w swoich dziełach, nie usprawiedliwia jego prywatnych czynów, nie daje mu prawa do łamania ograniczających resztę śmiertelników reguł? Nie da się nawet porównać dobra wynikającego z dzieł Polańskiego i Vaniera, a jednak to właśnie w przypadku tego drugiego, który zgodnie z powyższą logiką mógłby się wykręcać od moralnych więzów, rozziew między tym, co stworzył, a tym, jak żył, przeraża najbardziej, pokazuje całą demoniczność tej historii.

Ale to spojrzenie ma też swoje odbicie. Historia Jeana Vaniera jest już którąś z kolei z wychodzących na jaw opowieści o religijnej, realizującej szczytne cele wspólnocie kierowanej przez charyzmatycznego przywódcę, reżysera wyobraźni i sumień wpatrzonych w niego tłumów, wykorzystującego swoją pozycję do czerpania najbardziej przyziemnych korzyści. Sprawującego model przywództwa rodem z planu filmowego, gdzie świat kręci się wokół obdarzonej talentem i osobistym czarem jednostki, która zaraża wszystkich dookoła swoją wizją, popycha ku wyznaczonemu przez siebie celowi.

Charyzmatyczni przywódcy, współcześni święci ponad wyznaniami i dziedzinami, kapłani samych siebie. Na zewnątrz widać tylko zanoszone do nich modlitwy, ofiary składa się w zaciszu gabinetów i salek.