W ewolucji obowiązuje ono także. Ewolucja – chociaż z istoty bezkrwawa – też musi składać ofiary ze swych pomniejszych dzieci, bo nic nie działa na tłum tak kojąco jak upadek kolejnego faworyta władzy. Zwłaszcza przed wyborami, które rewolucja może olać, ale ewolucja – niestety…
Dlatego można się dziwić, że miłościwie nam ewoluująca „dobra zmiana” rozszarpuje zaledwie jakiegoś drobnego Misiaczka (w poprzednim wcieleniu pomocnika aptekarskiego), a wraz z nim niewiele więcej znaczące osoby: byłego posła i paru urzędników szczebla średniego, ale ambicji – jak to u misiów – wygórowanej. Ich przewiny są trywialne i powtarzalne do znudzenia na różnych szczeblach państwowej i samorządowej administracji: jakieś łapówki, zawyżanie kosztów, dopuszczanie do słoika konfitur tylko zaprzyjaźnionych firm. Wystarczy popatrzeć, jak odbywa się proceder zwany „wyciskaniem brukselki” z rozdziału o „zasobach ludzkich”: ileż tam fikcyjnych szkoleń i rozdawanych łasuchom prezentów!