Większość rdzennych społeczności, które malują swoje ciała, żyje w miejscach, w których występuje ogromna ilość owadów chcących posilić się ludzką krwią. Wielkie końskie muchy, komary czy muchy tse-tse tylko czyhają aby nas ukąsić, a przy okazji pozostawić pamiątkę w postaci bakterii czy pasożytów.

Tymczasem badania dowiodły, że malowanie ciała zapewnia niezłą ochronę przed owadami. Brązowy model przyciągał dziesięć razy więcej krwiopijców, niż ten sam model na ciele którego namalowano białe pasy. Naukowcy postanowili sprawdzić również, jak sprawa ma się z jasnym kolorem skóry. Okazało się, że w tym przypadku białe kreski również działają. Model pomalowany w taki sposób przyciągał dwa razy mniej owadów.

Według Susanne Akesson, profesor Wydziału Biologii Uniwersytetu w Lund, "malowanie ciała rozpoczęło się na długo przed tym, nim ludzie zaczęli nosić ubrania". - Istnieją znaleziska archeologiczne, które zawierają rysunki na ścianach jaskiń, zamieszkałych przez neandertalczyków. Sugerują one, malowanie ciał pigmentami ziemnymi, takimi jak ochra - dodaje.

Naukowcy z zespołu, do którego należy Akesson, zostali nagrodzeni nagrodą IgNobla w 2016 roku, kiedy zauważyli, że białe paski na bokach zebry chronią zwierzę przed owadami, a jasna sierść konia zapewnia lepsze zabezpieczenie przed ukąszeniami owadów, niż ciemna. Tym razem poszli o krok dalej i przetestowali teorię na plastikowych modelach o wielkości człowieka.

- Wyniki te są zgodne z wcześniejszymi eksperymentami, w których wykazaliśmy, że samce owadów chcą lądować na powierzchniach, które odbijają horyzontalne, liniowe światło spolaryzowane, takie jak sygnały z powierzchni wody. Samice, które gryzą i ssą krew od żywiciela, reagują na te same sygnały co samce, ale także na sygnały świetlne z płaszczyzny pionowej -  podsumowuje Susanne Akesson.