Ministerstwo Edukacji Narodowej chce, by dyrektor szkoły sam decydował o tym, czy nauka będzie odbywała się w trybie stacjonarnym czy online. Jeśli stwierdzi, że sytuacja staje się niebezpieczna, będzie mógł zamknąć szkołę.
„Pracujemy nad odpowiednimi regulacjami prawnymi. Gdyby pojawiło się ognisko epidemii czy realne zagrożenie dla zdrowia uczniów i nauczycieli, chcemy, aby dyrektor po zasięgnięciu opinii GIS mógł szybko zareagować. Ważna jest także rola kuratora" – podało na Twitterze Ministerstwo Edukacji Narodowej, cytując szefa resortu edukacji Dariusza Piontkowskiego.
Środowisko podzielone
Co do zasady od września lekcje mają odbywać się w systemie stacjonarnym.
– Wszyscy zgodzimy się z tym, że nawet najlepsze i najnowocześniejsze technologie nie zastąpią bezpośredniego kontaktu i nie stworzą przestrzeni do nawiązywania relacji i budowania więzi, które powstają w szkolnych murach – mówi „Rz" Anna Ostrowska, rzeczniczka resortu edukacji.
Deklaracja ministerstwa wywołała w środowisku nauczycielskim mieszane uczucia.