Uczelniom, instytutom Polskiej Akademii Nauk oraz instytutom badawczym nie opłaca się inwestować w rozwój doktorantów ze starego modelu kształcenia, czyli sprzed wprowadzenia szkół doktorskich w roku akademickim 2019/2020.
- Wyłącznie doktoranci kształcący się w szkołach doktorskich wliczani są do oceny parametryzującej uczelni, od której zależy m.in. wysokość przyznawanej subwencji. Uczelnie nie są więc skłonne do poświęcania środków na rozwój badań doktorantów, będących na studiach doktoranckich. A to oni stanowią ponad 90 proc. wszystkich doktorantów – wyjaśnia Aleksy Borówka, przewodniczący Krajowej Reprezentacji Doktorantów.
Czytaj także: Doktoranci pobierający stypendium bez składek na Fundusz Pracy
Zgodnie z Prawem o szkolnictwie wyższym i nauce kształcący się w szkołach doktorskich są „młodymi naukowcami", a ich starsi koledzy pozostają zaledwie „uczestnikami studiów III stopnia". W konsekwencji dorobku naukowego osób realizujących studia doktoranckie nie uwzględnia się przy ewaluacji podmiotów prowadzących kształcenie. Krajowa Reprezentacja Doktorantów (KRD) domaga się, by uwzględniać osiągnięcia uczestników studiów doktoranckich. Przygotowała projekt zmian ustawy w tej sprawie. Swoje postulaty zamierza przedstawić wkrótce ministrowi nauki i szkolnictwa wyższego.
Wszyscy doktoranci chcą być też lepiej wynagradzani. Krajowa Reprezentacja Doktorantów proponuje, aby stypendium doktoranckie w szkole doktorskiej wynosiło co najmniej 50 proc. wynagrodzenia profesora, a po dwóch latach studiów (po tzw. ocenie śródokresowej) - 70 proc. wynagrodzenia profesora. Teraz to odpowiednio 37 i 57 proc.