Do 3 czerwca obywatele amerykańscy i tamtejsze firmy muszą zakończyć wszelką współpracę z dziewięcioma białoruskimi przedsiębiorstwami i należącymi do nich spółkami. Chodzi m.in. o takich lokalnych gigantów paliwowych jak Biełnieftiechim czy Naftan, zarządzający rafinerią w Nowopołocku. Od wielu lat sprowadzano tam rosyjską ropę, a wyprodukowane w rafineriach (w Nowopołocku i Mozyrzu) produkty ropopochodne sprzedawano głównie do Unii Europejskiej i na Ukrainę. W ubiegłym roku Mińsk zarobił na tym ponad 2,7 mld dolarów, co stanowiło niemal 10 proc. całego białoruskiego eksportu.
Kilka dni temu agencja Reuters informowała, że już w maju rosyjska ropa może nie popłynąć do Nowopołocka, gdyż rosyjscy giganci naftowi tacy jak Rosnieft „obawiają się skutków amerykańskich sankcji". We wtorek białoruski niezależny portal Nasza Niwa, powołując się na dobrze poinformowane źródło, twierdził, że rosyjska ropa w najbliższym czasie rzeczywiście zasili jedynie rafinerię w Mozyrzu (niemal w połowie należy do Rosjan i nie jest objęta sankcjami USA). Nowopołocka zaś, należąca do Naftanu, prawdopodobnie będzie musiała przerabiać niewielkie rezerwy ropy, by nie wstrzymywać pracy zakładu, zatrudniającego ponad 10 tys. ludzi. Premier Białorusi Raman Hałouczanka przekonuje zaś rodaków, że dostawy w Rosji odbywają się „zgodnie z umową".
– Jeżeli partnerzy, zarówno rosyjscy, jak i europejscy, zrezygnują z tej współpracy, to spowoduje dziurę w budżecie, której nie da się wypełnić – mówi „Rzeczpospolitej" Jarosław Romańczuk, znany białoruski ekonomista. – Ale niewykluczone, że powstaną firmy krzaki w rajach podatkowych, by obejść te sankcje – dodaje. Przyznaje, że represje po wyborach 10 sierpnia spowodowały „suszę inwestycyjną" i ucieczkę kapitału, ale do załamania gospodarki nie doszło.
– Ceny na światowych rynkach na metale, plastik, produkcję chemiczną wzrosły, a to m.in. tradycyjne źródła dochodów Mińska. A jeżeli uda się pożyczyć pieniądze, np. od Rosji, Chin czy państw arabskich, do załamania na razie nie dojdzie – twierdzi.
Nasi rozmówcy w Moskwie nie wykluczają redukcji dostaw ropy na Białoruś, ale też podkreślają, że podczas „głębokiej integracji" państw Kreml w razie potrzeby wyciągnie rękę do Łukaszenki.