Brał pan udział w ewakuacji obywateli Afganistanu?
To wszystko robi polski rząd i polscy żołnierze. My mamy mały wkład. Wiele krajów podało pomocną dłoń Afgańczykom. Polska była jednym z pierwszych, które wysłały swoich żołnierzy do pomocy w ewakuacji. Ratowała tych, którzy wcześniej pomagali Polakom w czasie misji w Afganistanie. A także narażonych na niebezpieczeństwo. Dokładnych liczb nie znam, polska strona zna.
Co będzie z ewakuowanymi? Zostają w Polsce, ruszą dalej na Zachód?
Na razie najważniejsze, że ocalili życie. Najważniejsze i dla nas, i dla Polski. Chcę wyrazić szczerą wdzięczność wszystkim zaangażowanym w pomoc. Szczególnie wiceministrowi spraw zagranicznych Marcinowi Przydaczowi i szefowi kancelarii premiera Michałowi Dworczykowi, bez nich ta operacja byłaby niemożliwa. Pracownicy polskiego MSZ pracowali niestrudzenie przez 24 godziny na dobę. Gdy dzwoniłem o drugiej czy trzeciej w nocy, robili wszystko, co można. Także ambasada w Delhi, ambasador Adam Burakowski i jego koledzy. Polska wyciągnęła pomocną dłoń do partnerów i przyjaciół, którzy byli w potrzebie.
Kim są ewakuowani?
To najświatlejsi Afgańczycy. Lekarze, inżynierowie, dziennikarze. Różni. Młodzi, wykształceni. Jestem optymistą, co do ich przyszłego wkładu w polską gospodarkę, w polską wspólnotę. Nigdy nie zapomną, co dla nich Polska zrobiła, niezależnie od tego, czy zostaną tu czy nie.
Są i kobiety?
Polska prowadziła projekt dotyczący kobiet sędziów. Część z nich była zapewne na liście.