Dragon leciał na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Na jego pokładzie były dwie tony sprzętu i zapasów, w tym warzywny ogródek i systemy do monitorowania bakterii, badania meteorów czy analizy fragmentów ludzkich genów.

Start odbył się normalnie, pierwsze sekundy lotu też przebiegły bez zakłóceń. Według NASA, rakieta Falcon 9, która wynosiła Dragona na orbitę okołoziemską eksplodowała w trzeciej minucie lotu. Kontrola lotu potwierdziła, że w wyniku poważnej awarii statek, a także rakieta Falcon 9, uległy zniszczeniu.

Była to już druga z rzędu zakończona niepowodzeniem misja, której celem było dostarczenie zaopatrzenia na stację ISS. W kwietniu rosyjski statek towarowy Progress nie zdołał dotrzeć do stacji z powodu problemów z rakietą nośną. Rosjanie zamierzają wystrzelić kolejną rakietę z kapsułą towarową w najbliższy piątek.

Niepowodzenie było przykrym zaskoczeniem dla agencji NASA, która umieściła w statku towarowym cenną aparaturę badawczą. Wcześniej rakiety Falcon 9 o wysokości 63 metrów wykonały 18 pomyślnych startów, w tym 6 w ramach misji z zaopatrzeniem dla stacji ISS.

Prywatna firma SpaceX podpisała kontrakt wartości 2 mld dolarów z NASA na wykonanie 15 lotów na stację. Niedzielna katastrofa jest ciosem dla firmy, która konkuruje z United Launch Alliance, wspólnym przedsięwzięciem koncernów Lockheed Martin i Boeing.

Prezes SpaceX Gwynne Shotwell oświadczył na konferencji prasowej, że dochodzenie przyczyn eksplozji spowoduje czasowe wycofanie rakiet Falcon 9 "na kilka miesięcy, ale krócej niż rok".

Wstępne analizy wskazują, że katastrofa była spowodowana przez niesprawny silnik drugiego członu rakiety - poinformował Elon Musk na Twitterze.

Obecna załoga ISS - dwóch Rosjan i Amerykanin - ma zapasy, które wystarczą na ok. 4 miesiące, tak więc ostatnie niepowodzenia nie stanowią dla nich bezpośredniego zagrożenia.