Polityka utrudnia prognozy
Wyniki handlu zagranicznego odjęły od kwartalnego wzrostu PKB Niemiec aż 0,5 pkt proc. Innymi słowy, gospodarka urosłaby o 0,4 proc., gdyby nie tąpnięcie eksportu.
Gdyby w bieżącym kwartale PKB nad Renem ponownie spadł, największa gospodarka strefy euro znalazłaby się w recesji. Tym terminem ekonomiści określają bowiem dwie z rzędu kwartalne zniżki PKB. Ten scenariusz nie jest jeszcze przesądzony, ale z każdym dniem staje się coraz bardziej prawdopodobny.
Zdaniem Holgera Schmiedinga, ekonomisty z banku Berenberg, prawdopodobieństwo, że Niemcy osuną się w recesję, wynosi 50 proc. Jak tłumaczy w komentarzu do wtorkowych danych, będzie to zależało od ewolucji konfliktu handlowego między USA a Chinami oraz negocjacji w sprawie brexitu (zbliżanie się terminu wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE skłania tamtejsze firmy do kumulowania zapasów, co skutkuje wzrostem eksportu z kontynentalnej Europy na Wyspy, a gdy ten termin odsuwa się w czasie, eksport maleje).
Tzw. miękkie wskaźniki, bazujące na ankietach wśród przedsiębiorstw, nie dają jednak wielkich nadziei na rychłłą poprawę koniunktury nad Renem. Szczególnie niepokojący jest spadek obliczanego przez instytut Ifo wskaźnika nastrojów w niemieckim biznesie. Znalazł się on w sierpniu na poziomie najniższym od listopada 2012 r., co było konsekwencją zarówno pogorszenia się ocen bieżącej sytuacji przedsiębiorstw, jak i ich przewidywań na najbliższą przyszłość. – Słabość, która początkowo była skoncentrowana w przemyśle przetwórczym, teraz rozprzestrzenia się na inne sektory gospodarki – tłumaczył w poniedziałek na antenie Bloomberg TV Clemens Fuest, prezes monachijskiego instytutu. Odniósł się do tego, że dotąd koniunkturę nad Renem stabilizował dynamiczny wciąż rozwój sektora usług. Ekonomiści wiązali to z tym, że zapaść w przemyśle nie uderzyła jeszcze w rynek pracy i w rezultacie w popyt konsumpcyjny.
Niemcy to nie cały świat
Gdyby, jak sugeruje ostatni odczyt wskaźnika Ifo, popyt konsumpcyjny za Odrą również osłabł, dekoniunkturą mogłaby się zarazić także Polska. – Dotąd wpływ spowolnienia w Niemczech na polską gospodarkę był zadziwiająco niewielki, biorąc pod uwagę to, że jest to nasz największy partner handlowy, odpowiadający za ponad 25 proc. naszego eksportu – zauważa Sawulski. – Tę odporność można tłumaczyć tym, że polskie firmy eksportują do Niemiec nie tylko komponenty do tamtejszych produktów eksportowych, ale też dobra finalne sprzedawane na niemieckim rynku – tłumaczy.
Istnieją jednak także inne przyczyny niewielkiej wrażliwości polskiej gospodarki na słabość Niemiec. – W polskim eksporcie do Niemiec spowolnienie już widać. Nieźle jednak trzyma się sprzedaż polskich towarów na inne rynki – ocenia w rozmowie z „Rz" Marcin Mazurek, ekonomista z mBanku. – To może być m.in. konsekwencja sprytu polskich firm, tzn. zdolności do przekierowywania sprzedaży, jak i dość wysoki kurs złotego, który pozwala im zachowywać konkurencyjność – tłumaczy.