Prezydentura Donalda Trumpa doprowadzi do podziału świata na bloki handlowe oparte na walutach – twierdzi Michael Every, szef działu azjatyckich rynków finansowych w australijskim oddziale Rabobanku. Jego zdaniem powrót do protekcjonizmu nie ogranicza się do USA, ale jest trendem globalnym.
– Ludzie uważający, że przeczekają Trumpa są naiwni. On jest w awangardzie trendu, w którym wszyscy podążamy. To globalny trend napędzany przez rosnące nierówności i słaby popyt – twierdzi Every.
Jego zdaniem, Australia będzie zmuszona do dokonania wyboru bloku gospodarczego, w którym będzie funkcjonowała: może to być blok amerykański lub chiński.
Od wyboru Trumpa na prezydenta USA wielu ekonomistów wyrażało obawy, że doprowadzi on do amerykańsko-chińskiej wojny handlowej. Obecny prezydent USA wielokrotnie zarzucał Chińczykom w trakcie kampanii wyborczej prowadzenie nieuczciwej polityki handlowej (m.in. zaniżanie kursu własnej waluty) i zapowiadał, że nałoży na Chiny karne cła, jeśli Pekin nie będzie chciał negocjować nowych warunków handlu. Krytyka Chin nie była bezpodstawna. Deficyt w handlu USA z ChRL sięgnął w zeszłym roku aż 366 mld dol. W 2009 r. wynosił 227 mld dol., a w 2001 r., czyli w roku wstąpienia Chin do Światowej Organizacji Handlu (WTO), wynosił 83 mld dol.
- Odkąd Chiny zostały przyjęte do WTO, Amerykanie doświadczyli zamknięcia 50 tys. fabryk i utraty milionów miejsc pracy – oskarżano w programie wyborczym Trumpa.