O 10 proc. niższa rok do roku była produkcja budowlano-montażowa w styczniu – oszacował GUS. Wyraźny spadek, o ponad 14 proc., odnotowano w kubaturówce, w przypadku budownictwa inżynieryjnego było to 5 proc., a specjalistycznego 10 proc. W 2020 r. cały rynek skurczył się o 2,2 proc. A co czeka nas w bieżącym?

– Styczniowy spadek odczytujemy w dużym stopniu jako efekt wysokiej bazy oraz mroźnej pogody, która spowolniła prace na budowach, jednak dwucyfrowa skala spadku może budzić niepokój – mówi Szymon Jungiewicz, główny analityk rynku budowlanego w firmie PMR. – Coraz krótszy czas do zamknięcia rozliczania projektów infrastrukturalnych i stan zaawansowania inwestycji drogowych i kolejowych praktycznie przesądzają o bardzo optymistycznych perspektywach dla branży inżynieryjnej. Jeżeli uda się dodatkowo sprawnie rozpocząć projekty zaplanowane w ramach Funduszu Odbudowy, będzie to dodatkowy impuls do wzrostu – wskazuje.

Ekspert podkreśla, że najbardziej mglista perspektywa dotyczy branży o największym potencjale wzrostu – projektów energetycznych. Tu wciąż zapowiedzi i plany nie przekładają się na realne inwestycje.

Największe obawy związane są z budownictwem kubaturowym, gdzie pod względem nowych inwestycji mocno trzymają się tylko mieszkania i magazyny. Mniej jest za to inwestycji biurowych, hotelowych czy w obiekty handlowe. Eksperci wskazują też na niską aktywność inwestycyjną samorządów.

Giełdowi inwestorzy najwyraźniej wierzą w branżę, skoro indeks WIG-budownictwo znajduje się w okolicach 4 tys. pkt wobec 1,9 tys. pkt w kwietniu, w dołku covidowej paniki, i najwyżej od 2011 r. To dlatego, że generalni wykonawcy z parkietu zgromadzili pokaźne, nierzadko rekordowe, portfele zamówień.