Sky News uznał to za breaking news. W czwartek ta czołowa komercyjna telewizja informowała, że Brytyjczycy po raz pierwszy od przejęcia władzy przez Borisa Johnsona przedstawili na papierze „niezobowiązujące pomysły", jak miałyby wyglądać niektóre elementy porozumienia o wyjściu Królestwa ze Wspólnoty. Podkreślili jednocześnie, że pełne stanowisko zostanie oficjalnie przedstawione w momencie, który Londyn uzna „za właściwy". Chodzi o to, aby nikt nie miał wątpliwości, że królestwo nie ulegnie szantażowi Francuzów.
– Mój rząd jest zdecydowany doprowadzić do porozumienia rozwodowego z Unią. Mamy na to kilka tygodni, do szczytu przywódców Unii w połowie października. Trwają w tej sprawie negocjacje w Brukseli. Wspólnie definiujemy coraz lepiej obszar, gdzie mógłby zostać znaleziony kompromis – powiedział Jonathan Knott, ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce, który był w czwartek gościem redakcji „Rzeczpospolitej".
Jednak w Paryżu, Warszawie i większości innych stolic Unii trudno znaleźć kogoś, kto wierzy, że Johnson ma pomysł, jak przełamać pat, w jakim rokowania znajdują się ponad trzy lata od referendum rozwodowego.
– Mandat unijny zakłada, że po brexicie nie będzie kontroli na granicy między Republiką Irlandii a Irlandią Północną, a jednocześnie że zostanie zachowana spójność jednolitego rynku i nie będą miały do niego otwartego dostępu kraje trzecie, które nie wypełniają unijnych regulacji. I ten mandat się nie zmieni. Backstop, utrzymanie w całym Zjednoczonym Królestwie lub przynajmniej w Irlandii Północnej większości regulacji jednolitego rynku, miał spełniać oba te warunki Brukseli. Ale Brytyjczycy nie chcą backstopu. Naprawdę nie widać, jak można by to osiągnąć w inny sposób – mówi „Rz" bywalec posiedzeń Rady Europejskiej.
Gra Francji
– To jest hiperwrażliwa sprawa – odpowiedział ambasador Knott na pytanie, czy poza najbliższym otoczeniem Borisa Johnsona brytyjska administracja wie, na czym mogłaby polegać formuła, która pozwoli na przełom w rokowaniach.