Głosowanie w tej sprawie, obok dwóch–trzech innych modeli rozwodu z Unią, miało się odbyć w brytyjskim parlamencie w nocy z poniedziałku na wtorek, już po zamknięciu tego wydania „Rzeczpospolitej". Szanse na przeforsowanie projektu, który wysunął weteran brytyjskiej polityki, konserwatysta Ken Clarke, były jednak duże. W ubiegłym tygodniu w podobnym głosowaniu pomysł unii celnej przepadł w Izbie Gmin tylko pięcioma głosami. Żadna inna z rozważanych wówczas siedmiu innych koncepcji wyjścia kraju z Unii nie zdobyła takiego poparcia.
Bruksela robi zresztą, co może, aby doprowadzić do takiego finału. W miniony piątek w Warszawie jej główny negocjator Michel Barnier przyznał, że w takim przypadku Unia byłaby gotowa bardzo szybko uzgodnić nową deklarację o przyszłych stosunkach z Wielką Brytanią.
– Jeśli zmienią się czerwone linie, określające stanowisko Londynu, dostosujemy się do tego – oświadczył Francuz.
W manifeście Partii Konserwatywnej przed wyborami 2017 r. zapisano, że tak unia celna, jak i tym bardziej pozostanie Wielkiej Brytanii w jednolitym rynku po brexicie nie wchodzą w grę. Tego się do tej pory trzymała Theresa May.
Soft brexit nieunikniony
W poniedziałek Guy Verhofstadt, który reprezentuje Parlament Europejski w rokowaniach brexitowych, poszedł jednak o krok dalej w stosunku do Barniera. Jego zdaniem jeśli Brytyjczycy zatwierdzą ideę unii celnej, to już na szczycie 10 kwietnia przywódcy UE przyjmą deklarację, która nie tylko błyskawicznie dostosuje do nowej koncepcji umowę rozwodową, ale pozwoli także Wielkiej Brytanii wyjść z Unii 22 maja, a więc bez konieczności udziału w wyborach do europarlamentu.