Scenariusz, którym podzielił się we wtorek z czytelnikami „Rzeczpospolitej" szef hiszpańskiej dyplomacji Josep Borrell, zdaje się spełniać co do joty. Reagując na list brytyjskiej premier, przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker ostrzegł w środę, że Unia następnego dnia odrzuci postulat Londynu.
– Moje wrażenie jest takie, że na szczycie w tym tygodniu nie będzie żadnych decyzji, ale prawdopodobnie będziemy musieli się spotkać w przyszłym tygodniu, bo pani May nie zdołała uzyskać jakiegokolwiek porozumienia czy to w parlamencie, czy w jej własnym gabinecie – oświadczył Luksemburczyk w wywiadzie dla radia Deutschlandfunk.
May tak naprawdę niczego więcej nie chce. Wystarczy, że w Brukseli usłyszy, iż każda zwłoka wykraczająca poza 1 lipca będzie oznaczała, że Brytyjczycy muszą wziąć udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Premier liczy, że to przestraszy najbardziej eurosceptycznych torysów i skłoni ich do zatwierdzenia umowy rozwodowej w trzecim głosowaniu planowanym na przyszły tydzień.
Aby postawić na swoim, May musiałaby jednak przekonać przynajmniej 75 deputowanych, którzy tydzień temu odrzucili jej propozycję. To nie będzie łatwe, bo 20 lub więcej posłów skupionych wokół byłego burmistrza Londynu Borisa Johnsona, a także 10 deputowanych z Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP) z Ulsteru w żadnym wypadku nie chce poprzeć umowy rozwodowej. Planu premier z pewnością nie poprze też lewicowa opozycja.
Ale porażka szefowej rządu też jest wliczona w kalkulacje, o których mówił Borrell. Bruksela liczy bowiem, że w takim wypadku uda się jeszcze przed końcem miesiąca zwołać kolejny szczyt Unii, na którym May wystąpi o znacznie dłuższą, nawet dwuletnią, zwłokę. W ujawnionym przez Reutersa dokumencie Komisja Europejska zaznacza jedynie, że w takim przypadku Londyn musiałby się tylko zobowiązać do wstrzymania się od udziału w debacie nad przyszłym budżetem Unii oraz obsadą ważnych stanowisk w unijnych instytucjach. To warunki, jakie ostatnio stawiał Paryż.