Tymczasem już nie ludzie, ale syntezatory mowy odczytują komunikaty na stacjach metra, dworcach i lotniskach. Na firmowych infoliniach coraz częściej po drugiej stronie też już nie mamy człowieka, ale automat.

Bardziej zaawansowane systemy komunikatorów głosowych – oparte na sztucznej inteligencji i uczeniu maszynowym – nie ograniczają się już do schematycznych odpowiedzi, ale są w stanie prowadzić rozbudowaną rozmowę.

Automatyczne systemy rekrutacyjne skanują błyskawicznie setki CV – wybierając te najbardziej pasujące do wymagań firmy. Czy mogą przeoczyć superkandydata? Pewnie tak – jeśli pracodawca zbyt wąsko określi wymagania, ale przeoczyć perełkę może też człowiek, który na przejrzenie CV poświęcał minutę, dwie.

Kolejnym etapem są oparte na sztucznej inteligencji platformy rekrutacyjne połączone z chatbotem, w których specjalizuje się zresztą polski startup. Chatboty, mogące konwersować z potencjalnymi kandydatami do pracy przez 24 godziny na dobę, „pracują" w Polsce już w kilku bankach i w czołowym koncernie budowlanym.

To początek. Za kilka lat zapewne spopularyzują się u nas personalni e-asystenci, którzy mogą być wybawieniem dla osób niepełnosprawnych czy seniorów, no i cennym wsparciem dla reszty. Przed kilkoma laty takie usługi w bogatych krajach Zachodu oferowali zdalni asystenci z Indii. Dzisiaj postęp technologii sprawił, że wyparły je cyfrowe „inteligentne asystentki głosowe", w tym Siri i Alexa, które mają swoje odpowiedniki wyspecjalizowane w internetowym handlu. Eksperci od zatrudnienia i ekonomiści próbują ocenić, jak te zmiany przełożą się na rynek pracy – uspokajają, że choć znikną tysiące prostych miejsc pracy (odpowiadanie na pytania klientów według skryptu w call center nie wymaga specjalnej wiedzy), to powstaną tysiące nowych. Rzadziej zastanawiają się nad tym, co to oznacza dla resztek prywatności, której w erze mediów społecznościowych i wszechobecnych kamer mamy coraz mniej. Inteligentni asystenci, tak przydatni, dostarczają swoim właścicielom (bynajmniej nie nam) wiedzę o użytkownikach, której nie zapewniłby nawet całodobowy prywatny detektyw, o badaniach konsumenckich nie wspominając. Wiedzę, która może być kiedyś wykorzystana w rekrutacji, w ubezpieczeniach albo (jak to już robią Chiny) w ogólnej społecznej ocenie obywatela. Końcowa cena wygody może być więc wysoka.