Kiełbasa wyborcza – o czym doskonale wiemy – może wszak przybierać najróżniejsze postaci. Co więcej, władza, mająca decydujący wpływ na paliwowe koncerny i jednocześnie marząca o odbiciu samorządów z rąk w większości niezbyt jej przychylnych włodarzy miast i wsi, mogłaby na taki pomysł wpaść. Gwałtownie drożejące paliwa, a zwłaszcza olej napędowy, mogłyby rzucić negatywne światło na nasz rząd, który wszak z determinacją podnosi nas z kolan, a tu nagle nie umie zapanować nad nieprzyjaznymi Polsce i naszym konsumentom ruchami cen ropy na świecie. W każdym innym terminie można by mówić o niesprzyjającej sytuacji na globalnym rynku surowców, ale przed 21 października takie rzeczy dziać się nie powinny.

Czytaj także: Diesel tańszy w detalu niż w hurcie. Stacje dopłacają?

Pomijając, że czytelnik nieco się pomylił – cena diesla w hurcie w PKN Orlen to obecnie 5,31 zł – to, że ceny na stacjach są niższe niż u hurtowników, jest faktem. Wytłumaczeń jest wiele, w tym takie, że ceny w hurcie to jedno, a ceny transakcyjne dla odbiorców, uwzględniające rabaty i inne handlowe gesty, to drugie. Poza tym faktycznie ropa drożeje, dolar się umacnia, więc sytuacja nie jest łatwa, ale nie powinno się wszystkich kosztów przerzucać na klientów. Tyle że jeszcze niedawno kwota za litr paliwa na dystrybutorze szła w górę niemal jednocześnie z informacjami o cenowych perturbacjach cennej baryłki. A tu nic.

Kontekst polityczny pozostaje na razie jedynie domniemaniem, a nie faktem. I niech tak zostanie, ale jakakolwiek byłaby tego przyczyna, efekt jest taki, że zostawiamy na stacjach mniej, niżbyśmy mogli.

W tym wszystkim najbardziej niepokojące jest to, że doczekaliśmy czasów, gdy podejrzenia o gmeranie władzy przy wolnym rynku pojawiają się coraz częściej. Niezależnie od tego, czy są prawdziwe czy nie, faktem jest, że coraz częściej krążą w biznesowych kręgach. A to z pewnością zły sygnał dla naszej gospodarki.