Jak poinformował białoruski MON, samolot miał przylecieć znad Polski, do której też następnie wrócił.

„W związku z tym incydentem 13 kwietnia do białoruskiego Ministerstwa Obrony został wezwany attaché  Ambasady RP na Białorusi” - poinformowała agencja Biełta. Polski dyplomata „został poinformowany o konieczności przeprowadzenia śledztwa w tej sprawie oraz poinformowaniu strony białoruskiej o jej wynikach”. 

W reakcji na oskarżenia białoruskiego MON, Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało, że „przestrzeń powietrzna jest na bieżąco monitorowana”, a „wojskowe statki powietrzne, 12.04 br. w godzinach wieczornych, nie wykonywały lotów w pobliżu granicy państwowej między Polską, a Białorusią”.

Przed tygodniem Aleksander Łukaszenko zabrał głos w sprawie mniejszości polskiej i relacji z Warszawą. Emocjonalne słowa urzędującego na Białorusi od 1994 roku prezydenta padły podczas narady z członkami rządu, w tym szefem resortu spraw zagranicznych Uładzimirem Makiejem. - Nie zamierzamy z nikim prowadzić wojny, nie chcemy wojny, ale jeżeli do nas będą w taki sposób się odnosić, jak to było pod koniec ubiegłego roku i teraz, dostaną w mordę i to bardzo mocno - powiedział Łukaszenko.

- Wystarczy już zachowywać się jak pasywni obserwatorzy: tam gdzie trzeba powinniśmy reagować adekwatnie, tak jak to było w Brześciu i Grodnie. Ale nie unikniemy tego, by normalnym językiem rozmawiać z naszymi sąsiadami - tłumaczył.