W ubiegłym roku przypadła setna rocznica urodzin J. D. Salingera, a niedawno minęło dziesięć lat od jego śmierci. Powieść „Buszujący w zbożu" – historia chłopaka, który wyrzucony ze szkoły w Pensylwanii błąka się po Nowym Jorku – stała się w swoim czasie symbolem młodzieżowego buntu. W anglojęzycznych krajach trafiła do kanonu lektur, do dziś sprzedano 65 mln jej egzemplarzy.
Philippe Falardeau nie zrobił filmu biograficznego. Przeniósł na ekran pamiętniki Joanny Rakoff, która w latach 90. trafiła do agencji obsługującej pisarza. Miała odpowiadać na listy jego fanów, zwierzających się z rozterek i problemów. Często żyjących w przekonaniu, że nie rozumieją ich nawet najbliżsi.
– Chciałem opowiedzieć nie o Salingerze, lecz o fenomenie jego twórczości – powiedział Philippe w Berlinie. – O wpływie, jaki miała ona na czytelników.
Salinger jest tu postacią ikoną, a reżyser pokazał tych, którzy do niego pisali. I opowiedział o dojrzewaniu młodej kobiety, która odpowiadając na listy ludzi, zaczyna sobie uzmysławiać, kim jest. Jest gotowa porzucić bezpieczne, ułożone już życie, by być wierną sobie.– Też przyjechałam do Nowego Jorku z małego miasteczka jako szesnastolatka – stwierdziła Margaret Qualey grająca Joannę.
Kanadyjski twórca pięknie pokazał Nowy Jork, odtworzył środowisko literackie z lat 90. XX wieku. Świat, który Sigourney Weaver, grająca starzejącą się agentkę, nazwała „czymś w rodzaju terrarium".