Założenie zawarte w prezydenckim projekcie, że na świadczenia z ZUS przejdą tylko ci, którzy nie są w stanie już pracować, jest błędne. Polacy potrafią liczyć i po obniżeniu wieku emerytalnego skorzystają z okazji, aby wyciągnąć z ZUS swoje pieniądze wpłacone jako składki. U nas nikt nie czeka z przejściem na emeryturę.

Niektórych zmusi do tego pracodawca, który w czasie zwolnień grupowych może pozbyć się emerytów. Będą też tacy, którzy sami zrezygnują z pracy na jeden dzień i zatrudnią się później w tym samym miejscu. Nie będą się martwić niskim świadczeniem, ważne, że jest. Można poczuć się bezpiecznie. System sam zachęca do tego, bo na emeryturze można zarabiać do woli. Limity dotyczą tylko wcześniejszych emerytur. Początkowo emerytka zrekompensuje więc sobie niższe świadczenie dodatkowymi zarobkami, od których nie musi płacić składek. A to podwyższa przychody, choć nie ma później możliwości przeliczenia świadczenia.

Gorzej będzie po kilku latach. Gdy zacznie brakować sił do dodatkowej pracy, zacznie się kombinowanie z przeliczeniami i odwieczne pretensje do pracowników ZUS, którzy rzekomo od lat oszukują emerytów. Bo bardzo niskie świadczenie z czasem nie wystarczy na opłaty i leki. Ale kto by się przejmował tym, co będzie za kilka lat.