Prezydencki tandem napędzający KOD

Wraz z KOD świętowali dwaj byli prezydenci, z których jeden wybory 4 czerwca 1989 r. bojkotował, a drugi ubiegał się w nich o mandat senatora jako kandydat PZPR

Aktualizacja: 06.06.2016 19:11 Publikacja: 05.06.2016 20:34

Prezydencki tandem napędzający KOD

Foto: PAP, Rafał Guz

Na czele sobotniego marszu KOD czczącym rocznicę wyborów w 1989 r., do których komunistyczna władza po raz pierwszy dopuściła „Solidarność", szli pod rękę z Mateuszem Kijowskim dwaj byli prezydenci – Aleksander Kwaśniewski oraz Bronisław Komorowski.

Dla żadnego z nich 4 czerwca nie był wówczas świętem. Komorowski uważał wybory czerwcowe za pułapkę. „Na znak protestu przeciwko kompromisowi z komunistami z pominięciem środowisk niepodległościowych nie uczestniczyłem w wyborach 4 czerwca 1989 roku – wspominał w swej autobiografii. W tym czasie Aleksander Kwaśniewski stał dokładnie po drugiej stronie – z ramienia PZPR startował w wyborach do Senatu, występując przeciw kandydatom „Solidarności". – Wybory były szokiem dla ówczesnej strony rządowej – przyznawał dwa lata temu.

A zatem, paradoksalnie, obaj wówczas przegrali. 4 czerwca 1989 roku stał się dla nich świętem dopiero gdy weszli do elity władzy na początku lat 90., co obu doprowadziło do prezydentury.

Komorowski z Kwaśniewskim są tandemem napędzającym KOD, bo łączy ich autentyczna nienawiść do PiS. Każdy ma z obecną władzą własne porachunki – Kwaśniewskiemu PiS próbował dowieść korupcję, a Komorowskiemu – związki z postkomunistyczną wojskową bezpieką.

Obaj prezydenci za swych kadencji nieokrągłych rocznic kontraktowych wyborów nie obchodzili. Stąd dziś – w rocznicę 27. – absurdalnie brzmią zarzuty, że prezydent Andrzej Duda zrejterował do Watykanu, bo 4 czerwca to dla niego niezręczna rocznica. Wszak w liście do uczestników odbywającego się w weekend XI Zjazdu Klubów „Gazety Polskiej" Duda uznał czerwcowe wybory za „jedno z najważniejszych wydarzeń w naszej polskiej drodze do niepodległości".

Na marszu zabrakło tego trzeciego, który 4 czerwca 1989 r. odniósł prawdziwy triumf. W tamtych wyborach wystarczyło mieć zdjęcie z Lechem Wałęsą, by dostać w ciemno mandat zaufania od wyborców. W sobotę Wałęsy na marszu zabrakło, wycofał się w ostatniej chwili – co było sporym zgrzytem. Były prezydent wybrał przekomarzania z protestującymi pod jego domem zwolennikami PiS czczącym rocznicę upadku rządu Jana Olszewskiego.

Na marszu nie pojawił się też lider PO Grzegorz Schetyna. Choć w tym czasie poszedł na imprezę Komitetu Obrony Demokracji w Legnicy, to tylko wzmógł pogłoski o tarciach między obecnymi władzami Platformy a KOD.

Sobota pokazała też, że na razie jedynym pomysłem KOD są manifestacje, na które ściągani są emerytowani antypisowscy politycy, mówiący dużo o wolności i demokracji – co trafia do ograniczonej grupy wyborców. Ruch nie przedstawił żadnego nowego pomysłu programowego ani hasła dla tych, którzy od opozycji oczekują nie emocji i resentymentów, tylko konkurencyjnej wizji władzy. Akurat Schetyna rozumie, że tak się wyborów nie wygra.

Na czele sobotniego marszu KOD czczącym rocznicę wyborów w 1989 r., do których komunistyczna władza po raz pierwszy dopuściła „Solidarność", szli pod rękę z Mateuszem Kijowskim dwaj byli prezydenci – Aleksander Kwaśniewski oraz Bronisław Komorowski.

Dla żadnego z nich 4 czerwca nie był wówczas świętem. Komorowski uważał wybory czerwcowe za pułapkę. „Na znak protestu przeciwko kompromisowi z komunistami z pominięciem środowisk niepodległościowych nie uczestniczyłem w wyborach 4 czerwca 1989 roku – wspominał w swej autobiografii. W tym czasie Aleksander Kwaśniewski stał dokładnie po drugiej stronie – z ramienia PZPR startował w wyborach do Senatu, występując przeciw kandydatom „Solidarności". – Wybory były szokiem dla ówczesnej strony rządowej – przyznawał dwa lata temu.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem