Platforma Obywatelska postanowiła wreszcie ubrudzić sobie ręce. To dobry znak. Największa partia opozycyjna, próbując porzucić strategię wyniosłego milczenia, wyjdzie w poniedziałek z propozycją dotyczącą wyborów prezydenckich. Zaakceptuje więc smutną prawdę, że to PiS, zwycięzca wyborów, rozdaje polityczne karty.

Borys Budka deklaruje, że będzie konsultował swój plan ze wszystkimi, ale w praktyce sprowadza się to do rozmów z Jarosławem Gowinem. Tylko szef Porozumienia może bowiem sprawić, że jakiekolwiek wyjście z patowej sytuacji wyborczej stanie się realne. Należy położyć szczególny nacisk na słowo „może", ponieważ liczby kindżałów Porozumienia nikt nie może być pewien.

Postawa PO – którą wzmacniała jeszcze Małgorzata Kidawa-Błońska przez swoją arystokratyczną niechęć do rozmów z plebsem, który „za nic mając standardy demokracji, łamie konstytucję" – przyniosła dramatyczny spadek w sondażach. Do tego jeszcze przyczyniła się do bardzo słabych prognoz co do frekwencji, co jeszcze bardziej zdopingowało PiS do upierania się przy majowym terminie. PO i cała Koalicja Obywatelska abdykowały, a ich kandydatka udała się na emigrację wewnętrzną. Fundamentaliści mówiący, że tylko bojkot będzie jedyną postawą godną praworządnych elit, sami zapomnieli, jak niegdyś siadali przy stołach o różnych kształtach, by rozmawiać z ludźmi dalekimi od demokratycznego wzorca. I nie chodzi mi tylko o gen. Kiszczaka w Magdalence, ale też np. o Bronisława Geremka z Unii Demokratycznej, zasiadającego przy stole w 1992 r. ze Stefanem Niesiołowskim z ZChN.

Przekonanie o własnej wyższości, wynikającej z chlubnej przeszłości i wyższego poziomu inteligencji oraz (prawdopodobnie) wrażliwości na sztukę, być może przydatne jest w codziennym zwalczaniu stanów depresyjnych, ale w polityce prowadzi na margines. Nawet jeśli za ornament ma – jak w najnoszym artykule Adama Michnika – maksymy Słonimskiego i czarny humor antyputinowskiej opozycji z Rosji. Trwanie na wysuniętej placówce zalewanej wodami oceanu skazuje profetów na potop – trzeba raczej szybko zbudować tratwę. Na noszenie narodowej żałoby i haftowanie sztandarów z podobizną Leszka Balcerowicza przyjdzie jeszcze czas.

Politycy mają obowiązek rozwiązania wyborczej glątwy tak, by wszystkie grupy wyborców mogły, przy odrobinie autosugestii, z czystym sumieniem zagłosować na swojego kandydata/kandydatkę. Jeżeli tak się nie stanie, to akt głosowania będzie podważany. A jeśli ktoś liczy, że PiS skompromituje się majowym głosowaniem i strategia wzgardliwego bojkotu nagle otworzy wyborcom oczy, to bardzo się myli. Nie pierwszy raz w historii najnowszej.