Michał Szułdrzyński: Problem z decyzją Trybunału ws. aborcji

Wyrok TK w dłuższej perspektywie zaszkodzi sprawie ochrony życia w Polsce i rykoszetem uderzy w i tak osłabiony polski Kościół. O fali społecznego niepokoju już nie wspominając.

Aktualizacja: 25.10.2020 15:12 Publikacja: 24.10.2020 17:21

Michał Szułdrzyński: Problem z decyzją Trybunału ws. aborcji

Foto: AFP

Decyzja Trybunału Konstytucyjnego, który we czwartek uznał przesłankę dotyczącą upośledzenia lub choroby płodu do przerwania ciąży za niezgodną konstytucją, wywołuje wielkie emocje. Emocje widać na ulicach, w mediach społecznościowych. Krzyki, gniew, wulgaryzmy, to symptomy tego, jak ważnej materii dotyczy sprawa. W tych emocjach jednak w mej ocenie gubi się meritum całego sporu. Ma on bowiem kilka istotnych poziomów. Niestety, ani ulica, ani media społecznościowe nie są dobrym miejscem do chłodnego namysłu. W przeciwieństwie do większej analizy.

Więc po kolei. Zacznę może od tego, że bliskie jest mi podejście wprowadzonego do TK jeszcze przez PO sędziego prof. Leona Kieresa, który zgłosił zdanie odrębne do decyzji większości składu orzekającego. W swoim wywodzie najpierw stwierdził stanowczo: „Prawo do życia jest prawem przyrodzonym każdego człowieka. Obowiązkiem państwa jest podejmowanie skutecznych działań na rzecz ochrony życia każdego człowieka, także w fazie prenatalnej, bez względu na koszty ekonomiczne. Aborcja bez względu na przyczyny jest pozbawieniem życia człowieka”.

Równocześnie uznał, że TK powinien był sprawę umorzyć, a nie podejmować rozstrzygnięcia. Jednym z argumentów było to, że w Sejmie tkwią zamrożone przepisy dotyczące tej kwestii i to odpowiedzialnością parlamentarzystów jest uchwalanie w Polsce prawa. Oni jednak – zdaniem Kieresa – złożyli do TK wniosek, by wyręczyć się Trybunałem. Wszyscy wiemy, że dokładnie tak było. Dalej krytykował prawne założenia przyjęte w wyroku TK, podkreślając m.in. że państwo w pierwszej kolejności podejmować działania pozytywne a nie represyjne.

Dotknął tu jednej z najważniejszych moim zdaniem kwestii w tej sprawie. Tzw. obrońcy życia w ostatnich latach skupiali się przede wszystkim na tym, by tzw. aborcji eugenicznej zakazać. Choć kilka lat temu rząd Beaty Szydło, po tym jak Sejm odrzucił jedną z ustaw zaostrzających przepisy aborcyjne, ogłosił program na rzecz życia i przyjął jednorazowy dodatek finansowy dla matek, które zdecydują się urodzić upośledzone dziecko zamiast skorzystać z furtki, jaką daje obowiązująca od dwóch i pół dekady ustawa o ochronie życia. Tyle tylko, że to dopiero sam początek. Nie mogę zrozumieć, dlaczego środowiska pro-life nie lobbowały nieustannie za tym, by rodzicom dzieci niepełnosprawnych przyznać specjalne dodatki, pomoc państwa, lata opieki nad nimi wliczać do lat składkowych w ZUS. Nie widziałem środowisk pro-life, które wspierałyby rodziców osób niepełnosprawnych podczas dwóch protestów w Sejmie. Nie słychać też było wówczas poparcia ze strony biskupów. To uważam, za fatalny błąd. Jeśli chcesz bronić życia, zrób wszystko, by kobiety nie decydowały się na aborcję, a zakaz wprowadzaj na samym końcu. Wprowadzenie zakazu w tej sprawie, nie jest rozwiązaniem.

I dlatego też, jako człowiek, który aborcję uważa za zło, uważam, że ten wyrok nie przyniesie niczego dobrego. Już pomijając zarzuty wobec legalności składu TK i tego, że PiS całkowicie podkopał autorytet tej instytucji, przyniesie on więcej szkody niż pożytku. I to na wielu płaszczyznach.

Po pierwsze jest odbierany jako decyzja obecnej władzy, które niezwykle dzieli polskie społeczeństwo. Widzimy doskonale, że wyrok ten jest powszechnie kontestowany przez przeciwników obecnej władzy. W dodatku ze względu na poparcie biskupów, jakim się cieszył, osłabi jeszcze autorytet Kościoła. Kościół w Polsce boryka się z potężnym deficytem zaufania, kolejne miesiące ujawniają zaniedbania kolejnych biskupów w sprawie zbrodni pedofilii. I oto nagle instytucja, która nie potrafiła sama rozliczyć się z przestępstw seksualnych we własnym łonie, domaga się niezwykle radykalnych rozwiązań dotyczących pośrednio sfery seksualnej obywateli. Dlatego też ten wyrok w mej ocenie Kościołowi poważnie zaszkodzi i jeszcze mocniej uderzy w jego autorytet. Gdyby zaostrzenie przepisów aborcyjnych, jakie będzie efektem decyzji TK, miało miejsce dwie dekady temu, jeszcze za życia Jana Pawła II, gdy Kościół cieszył się znacznie większym zaufaniem społecznym i był znacznie większym autorytetem niż dzisiaj, świadczyłoby to wówczas o jego sile i mogłoby wpłynąć na zmianę postaw obywateli. Dziś, gdy pozycja Kościoła jest znacznie słabsza a społeczeństwo szybko się laicyzuje, zakaz wywołuje bardzo szeroki sprzeciw, którego odpryskiem będzie też wzrost niechęci do Kościoła i osób wierzących. To prawica i Kościół będą uważani za winnych tych, którzy naruszyli kruche status quo w sprawie aborcji, co po przegranych przez PiS wyborach doprowadzi nie od jego przywrócenia, ale odrzucenia i znacznej liberalizacji – posłuchajcie czego domagają się protestujący na ulicach polskich miast. Z punktu widzenia troski o życie nienarodzonych decyzja TK była nieroztropna.

Tak, można się zżymać, że TK nie mógł uznać tego przepisu za zgodny z konstytucją, choćby w świetle wyroku z 1997 roku, co przyznał zresztą niezwykle krytyczny wobec PiS prof. Andrzej Zoll w TVN24, można się zżymać, że wczorajsi obrońcy konstytucji, dziś klną na PiS, że wykorzystał tę właśnie konstytucję do zaostrzenia przepisów aborcyjnych. Można się zżymać, że protestujący uzurpują sobie prawo do reprezentowania wszystkich kobiet, ponieważ nie jest tak, że wszystkie kobiety w Polsce są zwolenniczkami aborcji. To wszystko prawda. Tylko równocześnie trzeba trudne pytania postawić zarówno TK jak i jego pisowskim mocodawcom. Dlaczego prezes TK, który przez trzy lata nie mógł zająć się sprawą, postanowił tak kontrowersyjną decyzję podjąć u progu drugiego lockdownu? Czy ktoś chciał przykryć lockdown aborcją, a może liczył, że w obliczu zagrożenia koronawirusem, nikt nie zwróci uwagę na wyrok? Zarówno więc z punktu widzenia politycznego, jak i realnej ochrony życia, to co się stało, było bardzo nieroztropne.

Jeśli więc w partii rządzącej pozostał ktoś rozsądny, powinien natychmiast wykonać dwa ruchy. Jeszcze dziś lub jutro ogłosić program wielostronnego i kompleksowego wsparcia do rodzin, którym urodzi się chore lub upośledzone dziecko. Równocześnie Sejm powinien czym prędzej uchwalić przepisy dotyczące losu kobiet, które noszą kompletnie zdeformowane płody, które nie będą zdolne do życia po porodzie. Nie mówimy tu o niepełnosprawności czy zespole Downa, ale o sytuacji, w której w czasie ciąży np. nie wykształcą się podstawowe organy itp. Ale te ruchy to i tak próba gaszenia konewką pożaru lasu, który samo się podłożyło rozlewając w nim kilka cystern benzyny.

Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Jarosław Kaczyński izraelskiego ambasadora wyrzuca, czyli jak z rowerami na Placu Czerwonym
Publicystyka
Nizinkiewicz: Tusk przepowiada straszną przyszłość. Niestety, może mieć rację
Publicystyka
Flieger: Historia to nie prowokacja
Publicystyka
Kubin: Europejski Zielony Ład, czyli triumf idei nad politycznymi realiami