Andrzej Łomanowski: Świat po plebiscycie w Rosji

Rosjanie czekający na „przykręcanie śruby” i zagrożeni sąsiedzi

Aktualizacja: 02.07.2020 13:32 Publikacja: 01.07.2020 21:00

Komisje wyborcze chodziły nawet po domach zbierając głosy

Komisje wyborcze chodziły nawet po domach zbierając głosy

Foto: afp

1 lipca zakończył się w Rosji tygodniowy maraton głosowania zmian w ustawie zasadniczej. Nie ma wątpliwości, że Kreml ogłosi zwycięstwo i rozpocznie żmudną procedurę wprowadzania przyjętych 206 poprawek do ustawodawstwa.

Ale w Rosji coś drgnęło, choć władze bardzo się starają, by nikt tego nie zauważył. Socjologowie już wcześniej wskazywali na zmiany nastrojów społecznych, a teraz frekwencja (ta prawdziwa, a nie ogłoszona oficjalnie) okazała się znacznie niższa od oczekiwanej. Rosjanie bowiem zaczęli tracić cierpliwość do swego prezydenta.

Maj i czerwiec

Przede wszystkim dlatego, że zniknął w czasie epidemii i związanych z nią ograniczeń w życiu codziennym, oddając pełnię władzy regionalnym liderom. W rezultacie niezależni socjologowie z Centrum Lewady zauważyli, że pierwszy raz w ciągu 20 lat rządów Putina popularniejsi od niego okazali się poszczególni gubernatorzy.

W dodatku maniakalna nieomalże żądza prezydenta przeprowadzenia parady wojskowej na placu Czerwonym doprowadziła do przesunięcia jej ze „zwycięskiego maja” (tak ten miesiąc zapisany jest w zbiorowej świadomości Rosjan) na „gorzki czerwiec” (który kojarzy się powszechnie z atakiem Niemiec i początkową klęską, a nie triumfalnym końcem wojny). Złość i wkurzenie z tego powodu też znalazły swój wyraz z odmowie głosowania lub głosowaniu przeciw putinowskim zmianom w konstytucji.

Na rękę prezydentowi był za to stały rozłam w opozycji, która tradycyjnie nie mogła się zdecydować, co robić. Część (Aleksiej Nawalny, Ilia Jaszyn czy partia Jabłoko) wzywała do bojkotu głosowania, inni – do głosowania przeciw. Podzieleni, jedni i drudzy pozostali niewidoczni w ciągu tygodniowego procesu oddawania głosów. Obie grupy zostały sprasowane walcem kremlowskich fałszerstw – zarówno frekwencji, jak i wyników.

– W 1917 roku było podobnie. Bolszewicy tylko dlatego zdobyli władzę, bo socjaliści-eserzy nie mogli się dogadać z partią kadetów. Teraz też politycy tracą rozsądek, gdy próbują ustalić, kto ma być pierwszy – powiedział „Rzeczpospolitej” jeden ze zrezygnowanych opozycjonistów.

Ale niezagrożony ze strony polityków Putin stanął wobec „wielkiego niemowy” – wyborców. Ich spontaniczna i niezwiązana z wezwaniami opozycji odmowa przyjęcia poprawek stała się dużym problemem dla Kremla. Podobnie było w 2012 roku, gdy Putin obejmował ponownie władzę prezydencką, ciesząc się najmniejszym zaufaniem Rosjan spośród wszystkich swych kadencji. Wtedy sprawę podboju rosyjskich serc rozwiązał, atakując Ukrainę. Imperialny szał, który ogarnął Rosję, wyniósł go na szczyty popularności.

Wojenne ciągoty

Zmiana sympatii wyborców niepokoi Kreml, gdyż może doprowadzić do nieprzyjemnych niespodzianek. Nie wiadomo, czy z powodu zachowania społeczeństwa, czy jako element swego stałego programu Putin już w trakcie kampanii plebiscytowej zaczął grozić sąsiadom odebraniem im nienależnych terytoriów, licząc pewnie też na przedłużenie imperialnej euforii Rosjan.

Wywołało to duże zdenerwowanie na Ukrainie, najbardziej narażonej na ewentualny atak. Kijów zaczął wskazywać na rozpoczęte 29 czerwca ćwiczenia rosyjskich rezerwistów i szykowane ćwiczenia „Kaukaz-2020”, które mogłyby stać się dobrą podstawą do jego przygotowania. Były dowódca sił amerykańskich w Europie generał Ben Hodges przestrzegł, że najbardziej prawdopodobnym celem uderzenia może być zapora, jaką Ukraińcy ustawili na kanale, którym wcześniej płynęła woda na Krym. Teraz półwysep cierpi coraz bardziej z powodu jej braku, a Kreml nie potrafi rozwiązać problemu.

Ale równie zagrożona może się czuć Białoruś czy Kazachstan. Nie jest też powiedziane, że Europa Środkowa może spać bezpiecznie – wręcz przeciwnie.

Opozycjoniści w Moskwie obawiają się, że w tej sytuacji już od jesieni świat powróci do „nowej zimnej wojny” i Zachód – chcąc nie chcąc – znów będzie zmuszony do powstrzymywania Kremla.

Jednocześnie w opozycyjnych środowiskach z rezygnacją konstatują „spełzanie reżimu autorytarnego w stronę totalitaryzmu” w samej Rosji. – Symbolem nowej ideologii władz (w kraju, którego konstytucja formalnie zabrania wprowadzania państwowej ideologii) jest najnowsza świątynia rosyjskiej armii w Kubince pod Moskwą. Dziwaczna mieszanina mitologizacji wojny światowej z prymitywnym pojmowanie wartości chrześcijańskich – powiedział „Rzeczpospolitej” jeden z moskiewskich publicystów. Nie wykluczył, że powoli zaczną się represje wobec osób piszących (zarówno historyków, jak i dziennikarzy) o historii niezgodnie z kanonami Kremla. Przy obecnej atmosferze panującej w elitach władzy wszyscy, którzy się z nimi nie zgadzają, „automatycznie zostaną oskarżeni o związki z Zachodem i działalność agenturalną”.

1 lipca zakończył się w Rosji tygodniowy maraton głosowania zmian w ustawie zasadniczej. Nie ma wątpliwości, że Kreml ogłosi zwycięstwo i rozpocznie żmudną procedurę wprowadzania przyjętych 206 poprawek do ustawodawstwa.

Ale w Rosji coś drgnęło, choć władze bardzo się starają, by nikt tego nie zauważył. Socjologowie już wcześniej wskazywali na zmiany nastrojów społecznych, a teraz frekwencja (ta prawdziwa, a nie ogłoszona oficjalnie) okazała się znacznie niższa od oczekiwanej. Rosjanie bowiem zaczęli tracić cierpliwość do swego prezydenta.

Pozostało 88% artykułu
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny