Jaki jest bilans wojny o wybory, która skończyła się w środę ogłoszeniem terminu aprobowanego przez wszystkie siły polityczne? Gdyby sądzić po minie marszałek Elżbiety Witek przemawiającej w środę w Sejmie podczas konferencji – wynik bitwy musiałby się wydać niekorzystny dla PiS. Rzeczywiście: gdyby wybory odbyły się 10 maja, Andrzej Duda miałby w kieszeni drugą kadencję.

Wydarzyło się jednak coś, czego przewidzieć było nie sposób: pandemia. Wybory 10 maja odbyć się nie mogły. I zwykłym kłamstwem jest zapewnianie, że PiS był na nie gotowy. Nie było komisji, nie było pakietów, nie było zapewnionego bezpieczeństwa. I nie jest to niczyja wina oprócz koronawirusa. Tego po prostu nie dało się wtedy zrobić i kombinowanie, jak oszukać los, z góry skazane było na porażkę. Chyba żeby dekretem zmienić konstytucję i mocą jednoosobowej decyzji zastąpić sformułowanie o „demokratycznym państwie prawa” deklaracją, że żyjemy w tyranii. Tylko po co wtedy w ogóle robić wybory?

PiS przegrało więc bitwę, ale wcale nie z opozycją, tylko z rzeczywistością. Opozycja robiła bowiem wszystko, no może prawie wszystko, by podać rękę zagubionej władzy. Ostatnia poprawka marszałków Senatu o przełożeniu wyborów na jesień, jest tego dobitnym przykładem, podobnie jak wcześniejsze hasło bojkotu wyborów. I prawdą jest, o czym mówiła marszałek Witek, że skreślenie wyborów 10 maja dało KO szansę na zgłoszenie lepszego kandydata i otrzymanie od losu drugiej szansy. Ale to nie jest wynik żadnego misternego planu, jak wyraźnie dawała do zrozumienia marszałek Witek, tylko sprzyjającego opozycji przypadku.

Dlatego obrzucanie się przez obie strony oskarżeniami o takie czy inne działanie jest dość groteskowe. Zarówno PiS, jak i KO chciały wykorzystać epidemię do swoich celów politycznych, a jaki będzie tego efekt, przekonamy się zapewne 12 lipca. Naruszono przy tym wiele zasad, przepisów i obyczajów, co obciąża obóz władzy, który przy uchwalaniu swoich kolejnych pomysłów korzystał z przewagi w Sejmie.

Teraz wszyscy kandydaci ochoczo ruszyli do walki, ale sytuacja nie wróciła do punktu początkowego. Widmo prezydenta wybranego przez koronawirusa – zniknęło.