Tego wszystkiego nikt nie zaplanował: przemówienie Leszka Jażdżewskiego samo wpisało się PiS-owi w kampanię. A reszta ruszyła z siłą lawiny, w której sprawa tęczowej aureoli Matki Boskiej zajęła szybko czołową pozycję. To realny strach przed utratą poczesnego miejsca w umysłach i sercach Polaków każe posłance Annie Siarkowskiej z PiS grozić pozwami wobec tych wszystkich, którzy używają symbolu tęczy w połączeniu ze świętymi wizerunkami. Poczucie zagrożenia i urażenia powoduje ministrem Brudzińskim, nakazującym policji przesadne działania wobec opozycyjnej aktywistki. A przy okazji – co dobrze składa się z czasem kampanii wyborczej – „skrzywdzeni" mogą liczyć na punkty wyborcze i zażegnanie płynącego z prawej strony zagrożenia bardziej radykalną opozycją.
To jednak strategia, z którą trzeba się będzie pożegnać raczej po wyborach do PE. Jak twierdzi politolog Marek Migalski, to jest przecież głosowanie z niską frekwencją, więc musi być oparte na żelaznych elektoratach. Dwadzieścia parę procent musi być jak wojsko – prawdziwie i święcie oburzone, przestraszone i zmobilizowane. Jest to tym pilniejsze, że żelazny elektorat PiS interesuje się wyborami europejskimi mniej niż krajowymi. – Dlatego trzeba ich przekonać, że głosowanie europejskie ma wielkie znaczenie dla polityki wewnętrznej – uważa prof. Ewa Marciniak, politolog.
Czyżby więc z takiego właśnie założenia wynikał główny przekaz całej kampanii, i to właściwie wszystkich głównych partii biorących udział w wyborach?
Ale co, jeśli frekwencja będzie jednak wyższa niż poprzednio? Być może przekroczy lekko 30 proc. A w wyborach parlamentarnych będzie przecież wyższa. Co wtedy?
Jarosław Kaczyński ma już praktykę w realizowaniu strategii „miłego starszego pana". Umie być sympatyczny i nawet postkomunistów nazywać pieszczotliwie. Ale czy będzie chciał z niej skorzystać w wakacje i we wrześniu? Czy przy tym podziale społecznym to jeszcze możliwe?