- Na pewno chętnie jako były samorządowiec bym w tym uczestniczyła - powiedziała w programie "Tłit WP" Hanna Gronkiewicz-Waltz, była prezydent Warszawy. Trafnie też zauważyła, że nie jest to projekt (o czym również pisała "Rzeczpospolita") wymierzony np. w Grzegorza Schetynę, tylko budowany na zasadzie "wszystkie ręce na pokład". Projekt o którego zarysach informowaliśmy wzbudził od razu ogromne emocje. Ale ma też silne i realne zakorzenienie w diagnozie sytuacji politycznej.

Samorządowcy i ruchy pozapartyjne, poza obecnymi formacjami politycznymi, mogą okazać się kluczowe dla opozycji, jeśli ta chce wygrać wybory. - Bez rozszerzenia wspólnego frontu opozycyjnego o samorządowców i ruchy obywatelskie ryzykujemy rozczarowaniem w roku 2019 r. Wybory samorządowe pokazały, że aparaty polityczne i partyjne nie poszerzają bazy. Donald Tusk to rozumie - przyznał w piątek w radiu RDC Jacek Protasiewicz z PSL-UED, szef sztabu PO w zwycięskiej kampanii w 2011 roku.

Jak zauważył Protasiewicz Tusk w trakcie podróży "Tuskobusem" w 2011 r. rozmawiał z ludźmi bezpośrednio, co przesądziło o zwycięstwie. Nie przypadkiem też politycy PSL ostatnio mocno akcentują konieczność poszerzania opozycji o samorządowców, czego wyrazem była m.in. obecność Rafała Dutkiewicza na konferencji PSL-Nowoczesnej-UED we Wrocławiu w ostatni poniedziałek. Przy tak zabetonowanym poparciu dla obydwu formacji, przy tak silnej polaryzacji, opozycja może wygrać tylko wtedy, jeśli zmieni się chociaż częściowo kompozycja elektoratu. Jeśli chociaż w minimalnym stopniu wyborcy, którzy poparli PiS w 2015, lub którzy wtedy nie zagłosowali, zagłosują na zmianę władzy.

Nie ma wątpliwości, że z tego powodu liderzy opozycji szukają przełomu, który sprawi że pokonanie PiS stanie się możliwe. Mimo wielu zużywających władzę afer i spraw, mimo wewnętrznych kłótni obóz Zjednoczonej Prawicy zachowuje jedność w kluczowych sprawach. Jak kwestia Srebrnej. To pokazuje, że jeśli opozycja liczy na rozpad całego obozu władzy przed wyborami do Sejmu, to może się mocno przeliczyć. Ruchy poza PiS są wewnętrznie podzielone i medialnie słabe. Ojciec Rydzyk nie zdecydował się na otwartą wojnę z Jarosławem Kaczyńskim, a "partia Rydzyka" nie zmaterializowała się. Na horyzoncie jest spowolnienie gospodarcze, ale opozycja nie może liczyć, że jego efekty zaczną być odczuwalne przez obywateli już jesienią, za kilka miesięcy.

Ruch Biedronia - odwołującego się do zupełnie nowej narracji od tej wyznaczającej granice wojny polsko-polskiej, starcia PO i PiS - może być elementem oferty dla tych wyborców, którzy poszukują nowego punktu odniesienia. Ale to może być jeszcze za mało, by dać opozycji (której częścią jest i będzie PO oraz jej lider) zdecydowane zwycięstwo.