W poniedziałek zakończył się pierwszy etap kampanii przed wyborami samorządowymi: minął termin rejestracji komitetów wyborczych. Może się ich zgłosić nawet 10 tysięcy. To sporo.

A jaka będzie logika tych wyborów? To walka lokalnego zaangażowania z krajowymi partyjnymi potęgami. Wygra ten, który taką krajową potęgą dysponuje, ale będzie również potrafił zaprząc ją do lokalnego wyścigu. To zresztą jedna z tajemnic dobrych wyników PSL w wyborach samorządowych – już od lat. To jedyna partia, która, mając reprezentację krajową, a czasem nawet będąc w rządzie, nie traci terenu w samorządach. Zresztą struktury te są tak okopane w terenie, że nie ma mowy o oddaniu pola żadnej konkurencji. Te same rodziny z wyborów na wybory wymieniają wuja na bratanka, startują pod zielonym sztandarem – i wygrywają. Ale nawet ludowcy wiedzą, że komitet startujący lokalnie powinien ukrywać się pod nic niemówiącą nazwą, żeby krajowego zapachu siarki na wybory wójta czy burmistrza nie przenosić.

Tak się złożyło, że w tych niezwykle trudnych dla partii politycznych wyborach, wszyscy ich liderzy są w tym roku „na musiku”. Dla Grzegorza Schetyny utrata części sejmików czy prezydentów – to klęska wewnętrzna i postawienie znaku zapytania przy jego przywództwie. Dla Jarosława Kaczyńskiego – to test na polityczną sprawność jego politycznego zastępcy, Mateusza Morawieckiego, który żadnej jeszcze kampanii wyborczej sam nie prowadził. Prezesowi PSL będą przyglądać się starsi działacze, i nie daj Boże, jeśli straci w samorządach więcej niż 20 procent... Dla Pawła Kukiza wyniki samorządowe mogą być surowym wyrokiem na całe ugrupowanie. Do stracenia ma też wiele lewica: Włodzimierz Czarzasty całą duszą walczy o parlament i porażka samorządowa może być w tym kontekście wyjątkowo dotkliwa. Partia Razem pierwszy raz startuje jako dojrzały gracz, dysponujący subwencją i brak wyników źle może świadczyć o przyjętym przez Adriana Zandberga sposobie budowania partii i zwiększania obywatelskiego zaangażowania.

Każdy lider gra więc o coś więcej niż radni, burmistrzowie czy prezydenci, o wójtach nie wspominając. Ale im bardziej partie angażować się będą w potyczki polityczne, tym pewniejsza będzie ręka wyborcy stawiająca krzyżyk przy kandydatach lokalnych, którzy mieli w kampanii coś do powiedzenia o ich miejscowości. Oczywiście trochę „krajowego” splendoru każdemu się przyda. Ale zdjęć kandydatów z Donaldem Tuskiem ani z Jarosławem Kaczyńskim raczej nie będzie.