Uzasadnione wzburzenie wywołały zapowiedzi ministra sprawiedliwości odnośnie do kierowania tzw. pozwów regresowych przeciwko części sędziów, o ile tylko dalej będą pełnić służbę na dotychczasowych zasadach. Trudno nie podzielić owego wzburzenia, zwłaszcza w kontekście publikowanych na stronie Stowarzyszenia Aequitas informacji, że mające sięgać milionów złotych wypłaty dla obywateli poszkodowanych tym, że w ich sprawach orzekać mieli wadliwie rzekomo obsadzeni sędziowie, następowały każdorazowo na podstawie zawieranych ugód. Sam fakt zawierania takich ugód uznać należy za bulwersujący. Każdy sędzia mający kilkuletnie choćby doświadczenie orzecznicze w sprawach cywilnych zdawać musi sobie sprawę z tego, jak trudne jest nakłonienie jakiejkolwiek utrzymywanej przez podatników instytucji do zawarcia ugody w prowadzonym przeciwko niej procesie odszkodowawczym. Nawet jeśli bowiem sama zasada odpowiedzialności podmiotu, o jakim mowa, nie budziła wątpliwości, sporna zaś pozostawała jedynie wysokość odszkodowania, to propozycje ugody były z reguły odrzucane. Pytani o przyczyny tych kategorycznych odmów przedstawiciele owych instytucji nieodmiennie powoływali się na „dyscyplinę finansów publicznych”. Hasło to powtarzane było jak mantra. W praktyce zatem „dyscyplina”, o której mowa, rozumiana była jako wymóg „przejścia” przez wszystkie możliwe instancje sądowe, to znaczy do momentu uzyskania niemożliwego już do zaskarżenia wyroku sądowego, z którego wynikać będzie, że zapłacić trzeba taką a nie inną kwotę.