Wszystko wskazuje na to, że przez nowy Sejm znowu przetoczy się batalia o „otwarcie korporacji prawniczych”. Niespełna tydzień po inauguracji VI kadencji posłowie PiS wnieśli projekt nowelizacji trzech ustaw, który ma zmienić zasady dostępu do zawodu adwokata, radcy prawnego i notariusza. Jak tłumaczy Przemysław Gosiewski, przewodniczący Klubu PiS, chodzi o dostosowanie przepisów do wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który w kwietniu 2006 r. zakwestionował część noweli prawa o adwokaturze, nazwanej przez dziennikarzy lex Gosiewski.

Propozycje mają na nowo otworzyć tzw. pozaaplikacyjne drogi dojścia do zawodów prawniczych. Zgodnie z nimi bezpośrednio do egzaminu zawodowego, dającego uprawnienia, będą mogli przystąpić absolwenci prawa, którzy przez sześć lat pracowali w kancelariach prawniczych lub urzędach organów administracji publicznej. Podobny przepis został już raz zakwestionowany przez Trybunał. Dlatego, jak podkreśla pos. Mariusz Kamiński, PiS chce przyjąć inną konstrukcję, aby nie mogła zostać uznana za niezgodną z konstytucją.

– Chcemy też, aby egzamin adwokacki czy radcowski został odebrany samorządom i odbywał się na jednolitych zasadach dla wszystkich korporacji. W zamyśle ma być państwowy i przebiegać pod nadzorem ministra sprawiedliwości – tłumaczy poseł. Ten przepis też był już kwestionowany przez TK.

Wiceminister sprawiedliwości Beata Kempa przekonywała, że zmiany te nie spowodują obniżenia poziomu merytorycznego przyszłych adwokatów i radców. – W projekcie noweli są takie rozwiązania, jakie w stu procentach gwarantują, że osoby, które zostaną wpisane na listy adwokatów oraz radców prawnych, będą przygotowane bardzo dobrze – powiedziała Kempa.

Wniesienie takiego projektu do laski marszałkowskiej stawia niewątpliwie w niezręcznej sytuacji nowego ministra sprawiedliwości prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego, który z zawodu jest adwokatem. Jeżeli nie zaakceptuje propozycji zmian (co wydaje się pewne), opozycja łatwo będzie mogła mu zarzucić obronę interesów korporacji, której sam jest członkiem. Tak właśnie było w IV kadencji Sejmu, kiedy powszechnie krytykowany za swoją prokorporacyjną postawę był ówczesny minister sprawiedliwości Andrzej Kalwas.