Nad wieloma jeziorami coraz bardziej jest ograniczony dostęp do wody. I nie chodzi o to, że właściciele prywatnych nieruchomości grodzą swoje działki do samego brzegu (co też często ma miejsce), ale o to, że gminy same sprzedają tereny przyległe do wody. Nierzadko są to jedne z ostatnich przesmyków między prywatnymi nieruchomościami, gdzie można spędzać czas, piknikować, łowić ryby czy spuścić kajak na wodę, by popływać.
Nie ma przeszkód
Prawo nie stoi na przeszkodzie takim praktykom samorządów. Przekonali się o tym mieszkańcy Plusek nad jeziorem Pluszne. Gmina Stawiguda sprzedała działkę z dostępem do wody, z której bardzo często korzystali mieszkańcy i turyści.
- Na linii dwóch kilometrów było to jedno z trzech dojść nad wodę. Jednak ta nieruchomość była ostatnią, która miała walor prawdziwej plaży warmińskiej, bez blaszanych płotów czy sztucznych ścieżek – mówi Agnieszka Sychowicz-Burska, która od dziecka spędzała czas nad wodą na tej nieruchomości. Dodaje, że z powodu wyprzedawania działek nad wodą we wsi jest mniej bocianów niż kilka lat temu, gdyż tracą tereny, na których żerowały.
Okazuje się, że gmina ma prawo sprzedać taką działkę, a mieszkańcom nie pozostaje nic innego jak protesty, próby wyperswadowania zmiany decyzji czy "ukaranie" władz w najbliższych wyborach.
- Zasady zbywania nieruchomości stanowiących własność jednostek samorządu terytorialnego (w tym gmin) określają przepisy ustawy o gospodarce nieruchomościami. Ustawa ta nie nakazuje jednak gminom prowadzenia takiej gospodarki nieruchomościami, aby jej własnością pozostawała przynajmniej jedna nieruchomość umożliwiająca dostęp do zbiorników wodnych – mówi Agnieszka Pietrzak, adwokat prowadząca własną praktykę.