Gdy na wiosnę 2008 r. premier Donald Tusk i minister finansów Jan Vincent-Rostowski organizowali konferencje prasowe, by wezwać rodaków pracujących za granicą do powrotu, zachętą miała być abolicja podatkowa. A dokładnie zapowiadane umorzenie zaległego podatku z odsetkami dla tych, którzy ukryli swoje dochody przed polskim fiskusem, by nie dopłacać go w kraju, albo zwrot dla tych, którzy podatek zapłacili. Teraz tym, którzy liczyli na zapowiadane umorzenie, fiskus każe płacić daninę wraz z odsetkami. – Czuję się oszukany – mówi “Rz” czytelnik, któremu urząd skarbowy umorzył kilkaset złotych, ale kazał zapłacić trzy razy więcej podatku razem z odsetkami.
[srodtytul]Do zapłaty[/srodtytul]
Chodzi o ustawę z 25 lipca 2008 r. o szczególnych rozwiązaniach dla podatników uzyskujących niektóre przychody poza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej (DzU z 2008 r. nr 143, poz. 894). Według urzędów skarbowych ustawodawca dążył do zrównania obciążenia podatkowego osób pracujących poza granicami Polski, wynikającego z różnic między metodami unikania podwójnego opodatkowania, a nie do całkowitego umorzenia zobowiązań.
Przepisy adresowane były bowiem do osób, które pracowały lub nadal pracują w państwach, z którymi Polska ma podpisane niekorzystne umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania, wiążące się z koniecznością dopłacania podatku w kraju. Wszystko za sprawą obowiązującego tam rozliczenia dochodów zagranicznych według tzw. metody zaliczenia, inaczej zwanej metodą proporcjonalną odliczenia. Jej zastosowanie oznacza konieczność złożenia zeznania w Polsce i obliczenia podatku według obowiązującej tu skali podatkowej, ale od dochodów uzyskanych za granicą. Z tą tylko różnicą, że zapłacony tam podatek zostanie zaliczony na poczet podatku w Polsce.
Według fiskusa abolicja nie wyklucza zapłaty podatku w Polsce. Przekonują się o tym zwłaszcza ci, którzy wyjechali w trakcie roku podatkowego, a przed wyjazdem osiągnęli jakiś dochód w kraju i nie zadeklarowali dochodów zagranicznych w rozliczeniu z polskim fiskusem.