[b]Rz: Jakie praktyczne znaczenie ma unijna dyrektywa “Pacjenci bez granic” dla chorych poszukujących efektywnego leczenia w Europie? Czy rzeczywiście wpłynie na otwarcie rynków krajowych?[/b]
[b] dr Andrzej Balicki, koordynator zespołu prawa medycznego i farmaceutycznego w kancelarii DLA Piper Wiater:[/b] Z formalnego punktu rewolucji nie ma. Dyrektywa tylko kodyfikuje zasady, które pojawiały się w orzecznictwie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości na podstawie art. 56 traktatu o funkcjonowaniu UE. Ma więc pewien walor edukacyjny i systematyzujący. Pokazuje pacjentom ich prawa. Nie daje im natomiast niczego nowego ponad to, co do tej pory ustanowił ETS. Polski pacjent ma już teraz, na podstawie jego orzecznictwa , prawo do leczenia za granicą finansowanego przez NFZ.
[b]W jakich sytuacjach polski pacjent jest dziś w stanie uzyskać świadczenia medyczne za granicą? [/b]
Są to generalnie dwa rodzaje przypadków. Pierwszą grupę stanowią głównie świadczenia udzielane w nagłych przypadkach. Zdarza się to wtedy, gdy będąc np. w Niemczech, z powodu niespodziewanej choroby otrzymujemy świadczenie od tamtejszej instytucji, którego koszty są potem refundowane przez NFZ. Refundacja pokrywa wtedy w całości poniesione koszty. Jest to tzw. system koordynacji oparty na rozporządzeniu wspólnotowym 1408/91.
Ale większym problemem jest uzyskiwanie świadczeń w stanach innych niż nagłe, w szczególności przy leczeniu pozaszpitalnym. Dyrektywa, za orzecznictwem ETS, mówi, że NFZ ma obowiązek zwrotu tych kosztów świadczeń udzielonych za granicą, które byłyby refundowane w Polsce.