Przed wyborami samorządowymi po raz pierwszy tak wyraźnie było widać kształty „kampanii totalnej" – angażującej minuta po minucie sztaby, polityków i dziennikarzy, toczącej się przede wszystkim w mediach społecznościowych. W dodatku w tempie dużo większym niż w 2015 roku. Metody i narzędzie sprzed lat przestają działać w zmieniającym się świecie. Było to zauważalne zwłaszcza w Warszawie. Teraz, po blisko roku, możemy zobaczyć, że jesienne starcie o Sejm będzie dla wszystkich jeszcze większym wyzwaniem.
Z pierwszego weekendu kampanii do Sejmu można wyciągnąć już trzy wnioski. Pierwszy dotyczy samej debaty politycznej, drugi – wyzwań dla polityków, trzeci – wpływu tematów ważnych dla dziennikarzy na ogólny wynik. To refleksje po tym, jak kampanijne emocje skoncentrowały się wokół miejscowości Węgrów na Mazowszu.
Można zauważyć, że podobne w sumie wydarzenia jeszcze bardziej dzielą odbiorców po obydwu stronach politycznego sporu. „Jak nasi jadą do Węgrowa, jest to ciężka praca, rozmowa z Polakami o konkretach i o programie. Jeśli oni jadą, to jest masakra, PR i popis arogancji" – zauważył na Twitterze Michał Szułdrzyński. Media społecznościowe napędzają ten podział, w którym każde, najmniejsze nawet wydarzenie urasta do rangi gigantycznego sukcesu lub ogromnej porażki. Dla polityków PO każda deklaracja, że „trzeba szerokiej koalicji", nagrana telefonem na bazarze w Ciechocinku, to natychmiast sygnał, że ludowcy mają się do niej przyłączyć. Dla polityków PiS każda chwila, w której wyborca na Mazowszu powie o „winie Tuska", to sygnał, że opozycja nie ma czego na prowincji szukać. Natężenie emocji staje się tak duże, że relacja w mediach społecznościowch traci już jakikolwiek informacyjny sens. I nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się poprawić w najbliższym czasie.
Dla opozycji wizyta i rozmowy europoseł Beaty Szydło w Węgrowie były równie sztuczne co dla zwolenników PiS pogardę pokazał Bartosz Arłukowicz w rozmowie z panem Andrzejem.
Po drugie, mimo takiego rozbicia „wspólnej rzeczywistości" pozostają wydarzenia, które mają potencjał przeskoczenia z jednej informacyjnej bańki do drugiej. Tak było z rozmową Bartosza Arłukowicza z panem Andrzejem. Być może sztabowcom PO zabrakło refleksji tak jak wtedy, gdy w trakcie kampanii Rafała Trzaskowskiego na Twitterze pojawiło się nagranie, jak obecny prezydent stolicy naprawia szybę taśmą. Im bardziej politycy chcą, by wyborcy „przeżywali" z nimi, tym większe ryzyko, że skończy się to źle.